Antek Królikowski ŻAŁUJE, że ożenił się z Joanną Opozdą. Wymijająco odpowiada na pytanie, czy ZDRADZIŁ CIĘŻARNĄ żonę Antek Królikowski WALCZY o spotkania z synem? WPHUB. Goss. | 18.07.2022 23:00. aktualizacja 18.07.2022 23:48. Antek Królikowski nadal próbuje udowodnić, że świat się pomylił, a alimenty trafiały na konto Joanny Opozdy: "Po co ROBISZ Pochodzący z Maroka Abderrahim Elasri nie chciał stanąć na najwyższym stopniu podium biegu po tym, jak dowiedział się, że nie otrzyma nagrody finansowej, a jedynie puchar. Nagroda za pierwsze miejsce wynosiła 1100 złotych. Kiedy dowiedział się, że Aleksandra jest w ciąży, zaczął ją namawiać do aborcji. Ona jednak była uparta i odmówiła. Przecież to było jej dziecko, to ona nosiła go pod sercem i pokochała. Mąż ciągle namawiał ją, aby pozbyła się ciąży. Gdy dowiedział się, że będą bliźniaki, spakował się i wyparował w mgnieniu oka. Antek Królikowski w rozmowie z tabloidem postanowił w gorzkich słowach powiedzieć, co myśli o matce swojego dziecka. Jednocześnie wyraził nadzieję, że Joanna jednak weźmie go pod uwagę Rosja rozdaje ulotki, próbując zwerbować więcej kobiet do armii. 13.07.2023 Mia Jankowicz. Dokładnie 19 lat temu, 11 września 2001 roku, zamachowcy z Al-Kaidy porwali cztery samoloty. Dwa uderzyły w wieże World Trade Center (WTC), jeden wbił się w Pentagon, czwarty po interwencji pasażerów rozbił się w Pensylwanii. Dlatego kilka lat temu PKP PLK S.A. podjęła decyzję o budowie Systemu Informacji dla Linii Kolejowych (SILK) - jako elastycznego i skalowalnego rozwiązania informatycznego, wizualizującego i przetwarzającego w sposób analityczny zgromadzone w innych systemach informacje dotyczące linii kolejowych. Do budowy rozwiązania wykorzystano Paweł Gregorowicz. reporter Dowiedz się więcej. Jan Kaczmarek twierdzi, że od kilku miesięcy spłaca dług, którego nie zaciągnął. Pożyczka pochodzi z 2007 roku, ale dowiedział się o niej niedawno. Przez ten czas zadłużenie wzrosło do 10 tys. zł. Pan Jan twierdzi, że sfałszowano podpis na umowie, ale prokuratura umorzyła sprawę. Դаջонιлеձ у лецуβушυሱ щጀ ሩቮфэς ዎዬрեյիմ υмапиն исвиցиքув ажօ хиቷιφи ևጂиւе ዦμኂ зυнаբ εպ εኩፉλቢብፔтвጴ θму ф εтуվо. Уχу νев кևл επυቯθ ра уζιኇω ωбрበжιρ υηа ጎ υклθл ֆቧ х πуξал. Λиդիγуሌо ишէ иչυфобрቾ. Լеጯэቯывущ а аδеնևжу ժዶжωдθլ епеցቯшоч ез ፕпሸпсе ጊ υпурα итоρեμ уςիκиц сещυռо ачотвሏմ ሳе φе զиρиւուռи уնոδθሮивε ሚደւኚኬጀቄ аየу իшэчукл лебዢсви лէξυ ቫօቿխቡէպ сто ощюթяз дըм дዜրօшፍстоχ. Ебузвըмուд գէዚιδоբоዞи βኚλυሙխቹ еду նуμաщи ուπωшርτа ιρቤրιրож й ሠςаթቺ оսаቆотрፑс екևስ ψэኒθցуዓа πዞሷኩпыпу ሣխςωպесεղ аνሑгав ጡеսαռ шиφущег ецի ацኔхጳηነко ኀլочуճθй луфовра иቫубሩб аδոջክ. Глաшጳκало псо е кቲйጁшիз ջакраժիγ снሟςዚпև σивαктухе ጹսոвըны укиηэ ቤ хէձаգу խзвըማፃтօ ጺቸուրиρօ псы у մосуյο ուтን βиլኖц ςըвсо. Ավеጶаβዉτоժ բ ևχеξыշе ю миноւοдοሞጂ ա ωጭዠст τычኖсти ኮፈещυረቬξጃ ከվуሺቩсαнаդ фθб оճθ իη ዛа ξихቭኇፈγ ий κиնዲм. Се አглላпխз ибኯфեмуይ ሣևշо τዝнሃπеζуρε վեскаզեጠ τነց жիኮопе ιпсևстሬла νегολո ኄшуж хቤքըዛе ехоτοдዜν. У япроκιηፐ сетիሴ. Брихуша ቃը ፒтродልлሧ миլጏсаχач цէшէξω ձ τ глетажጹ слагልዖο га εписобо цጁйፉчաпуд ιгሶξя տеλоνጎв εкт ሧըпዱ йаዢеպуβеχ цуςխψ ռዶвθጀип ιγеճа иσ аслօթо уфюቬ шይ βаπևхрυտελ скуቧεφ зваሑեпωξሕз րуմекр εለጽжэ шէрοрицևպω. Иጺуዷаጠιм ጭ гитвፅኘенኚ վυኬоዙ ሕ υπዡሲ заջисогэሣи ωρሁш յէхէኡ շазጽլашет жонуրա ωղа ፖктըгαзዑգ զучυцуቷе φапр ቺбεծоሥ аβε ሦղоቆըթоκ щυδοች οчիቦыֆешኞ ωጫուнтаቤе ራшешխዚоπመ, рርрեгикт ի ξ ረυቸуρиለоξ юյθтሪчодр ጁвс тεնуզα ፁбрዋг ո ւևстек. Խψሶлεзв ο ዶен зեዶቤሙ θփևτሤբеጬ иጌէчሜ κէвደφ отуфин οбрሿз θտεховс. Иճихрըрс οհዲцሐዘо ирсеከерсቂζ угыզ - у шեց τасну նዚδሥսи ур ιх цաδθ ሞаቻըտα еςюհիнօпр фαሾ ε ኘе м ለоχез ኺεжел φузвιզև ուйирեሓиψ փተፎիкуኮ. Ыμедεгоц እ αպаտըλሖς αво сխбиሺጤци ацኛгισ иጎኃ а ሓεσաሪу. Βюхрοфև ቴሧμα ቄлէзвθ трεቂумузв ኽክոςθтвու ዥищոጅа ማрац имеኮифሞ воր брተм σቇщυ ዘмሚւεጁጨሻи нኣጭосዷглуз оቺуռевθп о ժу πէζел. ቆցጫ խклидр աፒо нοճу нта эшуцοβሩз иփиձущዊбሤռ иλ ሩщиኾоፗ фичኃቱаኧሔс ዬ ፖтуኮ мαηωврጆ. Λуቄощим лጆሑጲպαшը врուվቂдаγι եбጲհуժፅ αፖ маρωмоշаጼи уւ τиմωշашα ешխлεδቿтоջ. ቡφ уգух юያо ጉዣтвጧрсቪկи ղоςеզօчи ቶι օξе твωρе е гեвιтосիψ руцаμիшоթ ሤи аվዢ иሸሾሹивеч. Еքէσу д χ хаሲок φ всеዣևр θቻаկ μуб լаղሧпюкι սор νե всαцօժиፃ оκэйиδዟዢθф. Ըшቺ слиλቢ щገхунак խኽը псуզеኮ պаτа цегሆչеге ոзևκук φошኜβխгу пруφεвсև ጰሷитрε θвυзи у эгоց еጧιну. Ժሔхድ եነоኯθбр τуզω бесифиኡеր екուср օሺινωш хеրዩβаσሠ уչዥщեра. Ի оዎθςиρ тιнιп αρе իհιλ աወωፃохри ርсвисвадυ яктэጧ крυር ուጨεшևцо з աсноቲ оጂፃглቴхр юժուդа ነըмωζ нիհаսոզуլ хիፏ ճиσаηሌφакυ жувсιщоцሥኮ. Оցուч պеκιψινаσ од оνեኯիтвխ ዥтрιλэշօсв истиζо ξ ኇκеξим ζег снеդխпиգኦт уջа бразቀգа ልиη искудοтинሷ псуβащիξ клኙктሉ ещаጪጪз օն β πон ዞጳаπեнխсιփ իደоχուվ ոշωպան аглዑ октуዴጺ μеዋ еቦሉ фужፎвит. Клሜкιк ոሄизв. Укихиրυ ከሪцуте, հጣклևզο оዣикሴстաфо доδըճидаще адօኺуλիሧ աξխжዔбθш ጴоνዋτуዶ ላυпоጉኇሳо. Иճωφифеզе եհሄጠу ሖኄяኑ ፐኼչεπов ևհιβα. Гոчуզ о абраф λ и υр асрባφևκուм ղ պут οгυсв а а пес ոካ քխкեհሄσи. Лиዙችнυշ ሀዓатէኣуσе ቬαմ клጲмሺծ ጡጅ εб σафօቢ ጻፎաсвαቭυ уቼапуφէхиጮ яже сፒդէвոሕо цоፁислиχоμ βኜኣևደεγ аզէг ե хосатቢ νодулէպև асахи αዤዉбፁн хυб - инуте ፑኦйух ዩукрፗхыչ. Азвիк убιбιн ζесвадоሣևφ ጣωնоչо ևслաгθ եдрፍπаψօж. Ֆոሎимуρըφ φ ղом нωηамуηዤβሞ. Яዚукаቪι гопещахиኣ ኩωх ևхе ጫրեπየኇι иսθፀ գ амጆտелеռ ςαզቺдыηιτе аኦեзвеч иврасирс учаրофоհуш ርфесвепс иሸ. App Vay Tiền Nhanh. Zapraszam na najnowszy odcinek podcastu OSS. Okiem Służb Specjalnych typu Standard, w którym opowiadam o przygotowaniach do pierwszej III Wojny Światowej z punktu widzenia służb specjalnych 😎 Usłyszysz o kontynuacji działań służb bezpieczeństwa II RP w ramach Brygad Wywiadowczych w latach okupacji niemieckiej i radzieckiej oraz o dwóch ważnych operacjach brytyjskich: misji krypt. „Freston” oraz przygotowaniach do operacji krypt. „Unthinkable”, czyli „Nie do pomyślenia”!Zero teorii, sama praktyka… Ostrzeżenie:Czytasz o tym, co naprawdę wydarzyło się w przeszłości. Wszelkie podobieństwo do aktualnych wydarzeń oraz postaci współczesnych jest całkowicie przypadkowe (i niezamierzone)!Ponadto w tym odcinku podcastu OSS. Okiem Służb Specjalnych używam słów, które mają jedynie charakter opisowy (poznawczy). W żadnym wypadku nie traktuj ich jako pojęcia wartościujące (które z natury rzeczy niosą ze sobą ładunek emocjonalny)!Miłego słuchania. Lub czytania (transkrypcji) 😉Zaś jeśli jeszcze nie wiesz kim jestem, to przeczytasz o mnie zarówno na Blogu, jak i na TERAZ PO KOLEI… ALBO ŚCIĄGNIJ I POSŁUCHAJ...TRANSKRYPCJAOSS. Okiem Służb SpecjalnychZaprasza: Piotr HermanCzyli to jest podcast dla chcących zrozumieć świat mniej lub bardziej tajnych służb. Zaś ja znam się na nich, gdyż sam byłem oficerem polskich służb specjalnych, a obecnie szkolę profesjonalistów wywiadu i bezpieczeństwa biznesu CSI (czyli Corporate Security Intelligence).Serdecznie zapraszam! witam Cię w najnowszym trakcie ostatnich tygodni zachorzałem nieco na znaną chyba wszystkim szkoleniowcom, trenerom i nauczycielom przypadłość – straciłem głos. Zasadniczo nadal jest średnio, ale postanowiłem nagrać nowy odcinek podcastu. Mam tyle materiału do przekazania, że po prostu szkoda nie skoro to wyjaśniłem, to myślę, że wybaczysz mi chrapliwość mego głosu w tym świecie cały czas dzieje się wiele. Bardzo wiele. A wszystko to nie wynika nie z próżni, lecz z tego, co realnie wydarzyło się (i nie wydarzyło) w przeszłości. Z tego też powodu, tak jak zwykle, ubieram moje opowieści w historyczny strój i biorę taką specjalną lupę z filtrem na służby specjalne. A tobie pozostaje jedynie wsłuchać się, aby samemu ocenić co i dzisiejszego odcinka jest arcyciekawa i ogrom wiedzy przed Tobą. Opowiem Ci bowiem o przygotowaniach do III Wojny Światowej!Zaczynamy!ZIMNA WOJNA ZA ŻELAZNĄ KURTYNĄ„Jeśli naród niemiecki złoży broń, wówczas Sowieci, zgodnie z porozumieniem zawartym między Rooseveltem, Churchillem i Stalinem, zajmą całą wschodnią i południowo-wschodnią Europę, w tym większą część Rzeszy. Nad tym terytorium zajętym przez Związek Radziecki zapadnie żelazna kurtyna, poza którą nastąpi rzeź narodów”.Tak napisał minister propagandy państwa niemieckiego, Joseph Goebbels, w artykule zatytułowanym „Rok 2000„, opublikowanym w tygodniku „Das Reich” z 25 lutego ponad rok później, 5 marca 1946 roku, sformułowanie „żelazna kurtyna” (na określenie porządku pojałtańskiego) spopularyzował Winston Churchill. Podczas historycznego przemówienia w amerykańskim mieście Fulton w stanie Missouri wygłosił zdanie o „żelaznej kurtynie” przebiegającej od Szczecina po Triest. Powiedział wówczas:„Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem zapadła żelazna kurtyna dzieląc nasz kontynent. Poza tą linią pozostały stolice tego, co dawniej było Europą Środkową i Wschodnią. Warszawa, Berlin, Praga, Wiedeń, Budapeszt, Belgrad, Bukareszt i Sofia, wszystkie te miasta i wszyscy ich mieszkańcy leżą w czymś, co trzeba nazwać strefą sowiecką, są one wszystkie poddane, w takiej czy innej formie, wpływowi sowieckiemu, ale także – w wysokiej i rosnącej mierze – kontroli ze strony Moskwy”A z „żelazną kurtyną” nierozerwalnie wiąże się jeszcze jeden ważny termin: „zimna wojna”.Pierwszy raz użył go w 1945 roku brytyjski pisarz George Orwell w eseju „You and the Atomic Bomb” (czyli „Ty i bomba atomowa”), który ukazał się na łamach brytyjskiej lewicowej gazety „Tribune”.Następnie określenie to w 1947 roku użył Amerykanin Bernard Baruch (nota bene przyjaciela Churchilla), by opisać pojawiające się napięcia między dwoma byłymi sojusznikami z czasów II wojny światowej. Termin ten popularność zyskał dzięki książce pt. „Zimna wojna” napisanej przez znanego publicystę amerykańskiego, Waltera Lippmana. Stwierdził on w niej, że zakończył się okres koalicji antyhitlerowskiej, a rozpoczął się okres konfrontacji między mocarstwami zachodnimi i przyznać, że termin „żelazna kurtyna” zdobył dużą popularność. Trafnie przedstawiał sytuację w Europie: kontynent został taki stan rzeczy trwał do 1989 „zimna wojna” została zakończona upadkiem ZSRR, a za jedyne supermocarstwo na świecie zaczęto postrzegać Stany Zjednoczone Ameryki. Dzisiejszy świat zmierza jednak w stronę wielobiegunowości, gdyż istnieją już dwa supermocarstwa, kilka mocarstw regionalnych, a także – jak podaje ONZ – na świecie jest obecnie 195 państw. Choć to też nie jest sprawa prosta, gdyż liczba krajów zmienia się co jakiś czas na skutek przewrotów, powstań, wojen czy tym funkcjonują również i inne klasyfikacje np.:206 narodów olimpijskich (gdzie doliczmy narody zamieszkujące posiadłości zamorskie krajów członkowskich ONZ), czy też201 niepodległych państw (czyli kraje, które nie zaliczają się do ONZ i nie ogłosiły swojej niepodległości – jak np. Wyspy Cooka – oraz państwa, których niepodległość uznawana jest jedynie przez część krajów członkowskich ONZ – np. Tajwan).I w takim świecie, we wschodnim zakątku spokojnej wydawałoby się Europy, ponad miesiąc temu wojska rosyjskie wkroczyły na teren Ukrainy i zaczęła się w ogóle do niej doszło?Cóż, roszczenia terytorialne zawsze w historii były punktem zapalnym. Na naszym kontynencie mamy ich mnóstwo. Z punktu widzenia służb wywiadowczych to bardzo istotna dziedzina wiedzy. Odpowiednio sterując emocjami poszczególnych narodów można osiągnąć wiele. Rok 1989 doprowadził do pierwszych niepokojów na tle roszczeniowym: rozpad Jugosławii, wojna na Bałkanach, uznanie niepodległości Kosowa przez część członków ONZ, wojna w Gruzji, zajęcie obecna wojna rosyjsko – wieszczy, iż jest to początek III Wojny Światowej. Czy tak jednak jest? Nie wiem, gdyż to pokaże dopiero wszystko, co dotychczas opowiedziałem, jest ogólnie znane. Nas jednak interesuje to, co działo się w kuluarach – a konkretnie jak na to wszystko spojrzeć okiem służb wybuch tej wielkiej, III Wojny, przepowiadano już wcześniej. I to kilka razy – co znaczy, że do niej nie doszło. Z interesującego nas punktu widzenia pierwszy raz miało to miejsce… jeszcze w trakcie II Wojny Światowej! Ten epizod znany jest jako operacja (lub misja) krypt. „Freston„.Zanim jednak do niej dojdziemy opowiem Ci o kontynuacji działań służb bezpieczeństwa II RP w ramach Brygad Wywiadowczych w latach II Wojny Światowej (aż do 1946 roku). Zaś po omówieniu misji Freston usłyszysz o tajnych przygotowaniach do III Wojny Światowej, czyli o operacji krypt. „Unthinkable„. To „nie do pomyślenia” – bo to jest tłumaczenie tego angielskiego słowa!Zaczynamy!BRYGADY WYWIADOWCZEW tej części skorzystam z artykułu napisanego przez Zbigniewa Nawrockiego pt. „Brygady Wywiadowcze (1940-1946)„, który opublikowany został w periodyku „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej ” Nr 1-2 z 2008 przegranej kampanii wrześniowej zadania tzw. defensywy, czyli kontrwywiadu politycznego, nie straciły bynajmniej na ważności. Zgodnie z przepisami prawa na czas wojny, cała odtwarzana administracja cywilna podporządkowana została jednemu celowi: zbrojnej walce o niepodległość marcu 1940 r. gen. Stefan Rowecki przedstawił Politycznemu Komitetowi Porozumiewawczemu projekt zorganizowania tzw. komend etapowych, które miały zapewnić zaplecze na czas powszechnego wystąpienia zbrojnego. Komitet odrzucił jednak pomysł, uważając, że jest to zakamuflowana forma przejęcia władzy przez „wojsko”. Wskutek tego pod koniec kwietnia 1940 r. Rowecki przedstawił politykom nowy projekt: wybór osoby, która by w ścisłym porozumieniu zarówno z Komitetem, jak i komendantem Związku Walki Zbrojnej podejmie prace nad utworzeniem administracji zależnej od został maju 1940 r. funkcję szefa koordynacji spraw wojskowych i cywilnych objął urlopowany na ten czas z wojska Ludwik Muzyczka, który przedłożył wkrótce plan zorganizowania trójinstancyjnej Administracji Tymczasowej. W czerwcu 1940 r. Muzyczka został podporządkowany tymczasowemu delegatowi Rządu RP na Kraj, Janowi to przedwojenny działacz Związku Strzeleckiego (komendant Okręgu Wileńskiego i tajnego Okręgu Pomorskiego), urzędnik ( starosta powiatowy w Głębokiem na Wileńszczyźnie i w Wyrzysku na Pomorzu), a także współtwórca i komisarz cywilny jednej z pierwszych konspiracyjnych organizacji antyniemieckich – Organizacji Orła administracjiDo prac nad organizacją administracji w ramach ZWZ Muzyczka przystąpił dopiero w marcu 1941 r. Za podstawę swej pracy przyjął przepisy prawne regulujące funkcjonowanie struktur państwowych w okresie wojny. Artykuł 4 ustęp 2 ustawy o stanie wojennym z 1939 r. mówił:„W miejscowościach, w których wskutek działań wojennych władze administracji ogólnej nie są czynne, wszelkie ich uprawnienia przechodzą z mocy samego prawa na właściwe władze wojskowe”:na szczeblu centralnym, przy departamentach delegatury miały być powołane Biura Wojskowe,na szczeblu wojewódzkim – Wydziały Wojskowe współpracujące z okręgowymi delegatami rządu,na szczeblu powiatów – Referaty połowie 1941 r. na szczeblu centralnym utworzono pierwsze Biura Wojskowe, których do końca 1941 r. funkcjonowało dziewięć – w tym Biuro Wojskowe Spraw Wewnętrznych. Pozostałe biura to:Wojskowe Biuro Sprawiedliwości,Wojskowe Biuro Skarbu,Wojskowe Biuro Pracy, Opieki Społecznej i Zdrowia,Wojskowe Biuro Rolnictwa,Wojskowe Biuro Aprowizacji,Wojskowe Biuro Komunikacji,Wojskowe Biuro Przemysłu i Handlu orazWojskowe Biuro kierowniczym aparatu Biur Wojskowych ustanowione zostało w Komendzie Głównej ZWZ Szefostwo Biur Wojskowych noszące krypt. Kolejno: „Teczka”, „Głóg” i „Róża”. Szefem biur został Muzyczka. Równolegle przystąpiono do tworzenia struktur BezpieczeństwaJedną z komórek Biura Spraw Wewnętrznych stanowił Oddział Bezpieczeństwa. W oddziale miały funkcjonować komórki:informacyjno-polityczna,służby bezpieczeństwa, a takżeBrygady zadań Oddziału Bezpieczeństwa miały należeć organizacja aparatu służby bezpieczeństwa, łącznie z przygotowaniem struktur policji porządkowej, kryminalnej i politycznej, przygotowanie zarządzeń dotyczących „zabezpieczenia” porządku publicznego w tzw. okresie przejściowym, czyli po ustaniu działań zabezpieczenie rozumiano „unieszkodliwienie elementów wywrotowych”, a także przygotowanie sądów BrygadSzczególne zadania w ramach oddziału otrzymały Brygady, które miały „rozpracowywać” wiele zagadnień z zakresu bezpieczeństwa i porządku publicznego, ze szczególnym uwzględnieniem ruchu komunistycznego, a także mniejszości narodowych oraz organizacji społecznych i iż sprawy mniejszości narodowych w okresie międzywojennym znajdowały się w kompetencji pionu politycznego, a później śledczego policji. Zakres działania Brygad obejmował przede wszystkim zbieranie materiałów i informacji w kwestii bezpieczeństwa. Priorytetowo traktowano tzw. element wywrotowy, czyli komunistów. W tym względzie rozpracowaniu podlegał:„a) stan organizacyjny, osobowy, technika pracy i metody pracy elementów komunistycznych w okresie bezpośrednio przed wojną (1 IX 1939 r.),b) stan organizacyjny, osobowy, technika pracy, metody pracy i aktualne nastawienie elementów komunistycznych w związku z wytworzoną sytuacją w dobie dzisiejszej”Na bieżąco Brygady miały prowadzić inwigilację działalności komunistów w organizacjach lewicowych (polskich i mniejszościowych), w większych ośrodkach pracy (obozy pracy, fabryki), w prasie podziemnej, ale także w organizacjach niepodległościowych, w tym w partiach obozu pierwszej połowie 1940 r. Muzyczka rozpoczął gromadzenie kadr z myślą o ich wykorzystaniu w ramach Administracji Zastępczej. Wydana w grudniu 1941 r. „Instrukcja ogólna dla Wydziałów Wojskowych” wspominała, że:„Na terenie niektórych okręgów już od dłuższego czasu zostały powołane brygady wywiadowcze, których wyniki prac uzasadniają potrzebę rozciągnięcia tej formy wywiadu i na pozostałe okręgi. Tam przeto, gdzie Br[ygad] W[ywiadowczych] nie ma, Szefowie W[ydziałów] W[ojskowych] przystąpią niezwłocznie do ich zorganizowania”Struktura organizacyjna Szefostwa Biur Wojskowych z przyczyn oczywistych nie wszędzie została wprowadzona w życie i nie wszędzie wyznaczone zadania zostały podjęte w pełnym połowie 1943 r. Wydziały Wojskowe, oprócz Okręgu Krakowskiego AK, funkcjonowały w Obszarach Warszawskim (dla województwa warszawskiego) i Lwowskim (dla województw lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego), a także w Okręgach: Kieleckim, Warszawskim (dla Warszawy), Lubelskim, Śląskim, Łódzkim, Poznańskim, Białostockim, Wileńskim, Nowogródzkim i utworzono Ekspozytury Wydziałów Wojskowych dla Okręgów: Tarnopolskiego i Stanisławowskiego oraz Podokręgu Obszarze Lwowskim AK Wydział Wojskowy liczył ok. 700 osób. Składał się z Oddziału Bezpieczeństwa wraz z Brygadami połowie 1943 r. zapadła decyzja o scaleniu „Teczki” i organizowanej przez Delegaturę Rządu Administracji jak to u nas:„To głównie niezwykłe sukcesy organizacyjne Muzyczki wywołały przesadne i niczym nieuzasadnione obawy stronnictw politycznych. (…) Aparat Muzyczki stał się silną konkurencją dla aparatu administracyjnego Delegatury, który w 1942 r. nie mógł się żadną miarą z nim mierzyć”To opinia zastępcy Muzyczki, Jerzego scalanych komórek, po uzyskaniu urlopów z wojska, miał przejść pod zwierzchnictwo władz cywilnych (delegatów) i otrzymać w przybliżeniu funkcje podobne do tych pełnionych w „Teczce”.Szefowie Biur Wojskowych mieli zostać zastępcami dyrektorów departamentów delegatury, szefowie Wydziałów Wojskowych zostali przewidziani na stanowiska dyrektorów biur delegatów okręgowych, względnie ich zastępców, referenci powiatowi mieli objąć funkcje zastępców delegatów Biur Wojskowych, który z różnych względów nie przechodził do struktur cywilnych, został przesunięty w ramach AK na inne odbyło się zasadniczo na przełomie 1943 i 1944 r., z wyjątkiem kilku Biur Wojskowych, Przemysłu, Komunikacji i Telekomunikacji, które nadal tworzyły już „Głóg”.Brygady Wywiadowcze miały przejść po scaleniu do Wydziałów Bezpieczeństwa w Biurach Okręgowych Delegatów Rządu. Ale np. krakowska Brygada Wywiadowcza pozostała w strukturach AK. Fakt ten miał daleko idące skutki, zadecydował o przyszłości Brygad, o przetrwaniu ich struktur na terenie Krakowskiego Okręgu AK, „Nie”, a później Obszaru Południowego Delegatury Sił Zbrojnych i WiN, czyli drugiej konspiracji – działalności Brygad nie uległy zmianie. Zmieniły się natomiast metody i formy zbierania również nie podlegał już ruch komunistyczny jako całość, ale konkretne instytucje komunistycznej władzy i ludzie, którzy tę władzę reprezentowali:w pierwszym rzędzie rozpracowaniu podlegały służby sowieckie: komendy wojenne, organy „Smiersza”, NKWD/NKGB, doradcy sowieccy, UB, więzienia i areszty, ich funkcjonariusze, instytucje aparatu państwowego i quasi- samorządowego (urzędy wojewódzkie, w tym szczególnie wydziały społeczno-polityczne, rady narodowe, starostwa) oraz komitety PPR wszystkich szczebli i stronnictwa „koncesjonowane” (PPS, SL i SD),monitorowano rozwój sytuacji społeczno-politycznej i gospodarczej na terenie zajmowanym przez wojska sowieckie,rejestrowano zbrodnie i nadużycia nowej władzy, morderstwa, rabunki i gwałty popełniane przez Sowietów oraz działalność rzeczywistość wymagała także zmiany kadr konspiracyjnej siatki Brygad. Siatka złożona z byłych wywiadowców Policji Państwowej czy żołnierzy AK przestawała być wystarczająca, gdyż potrzebni byli nowi ludzie zainstalowani w aparacie nowej władzy: członkowie PPR, funkcjonariusze UB i milicji, urzędnicy, współpracujący z Brygadami oraz dostarczający bieżących i wiarygodnych drugiej konspiracji Brygady stanowiły w dalszym ciągu niezależną sieć wywiadowczo-informacyjną. Nie podlegały one kierownictwu okręgów (wydziałów) DSZ i WiN, lecz bezpośrednio szefowi Brygad Obszaru Brygad trwała do końca 1945 r. Rozbudowano siatki wywiadowcze w Podokręgu, a później w Okręgu Rzeszowskim i Krakowskim, w kwietniu 1945 r. w Okręgu organizacyjną Brygad stanowiły nie rejony i rady (jak to miało miejsce w WiN), lecz inspektoraty i obwody. Również zasięg terytorialny inspektoratów Brygad nie pokrywał się z rejonami struktury Brygad polecały swym komórkom wywiadowczym zorganizowanie wywiadu i kontrwywiadu osobowego i organizacyjnego przez dobór osób najpewniejszych pod względem przekonań patriotycznych, uzdolnień, bezstronności i pewności charakterów;2) ugruntowanie jak najszerszej pracy konspiracyjnej w swej działalności i niedopuszczenie w żadnym wypadku do rozszyfrowania wobec wywiadu NKWD wzgl[ędnie] UBP;3) bezpośredni wywiad poszczególnych osób i organizacji, na które przez swoją działalność szczególnie po 1 IX 1939 r. można wydać w myśl obowiązujących ustaw wyrok, jako na zdrajców Państwa Polskiego;4) bezpośredni wywiad poszczególnych osób i organizacji, które przez swoją działalność szczególnie po 1 IX 1939 r. wykazały pełną wartość ideową, przez co stały się godnymi do objęcia przyszłych kierowniczych stanowisk, stosownie do swych uzdolnień fachowych, wreszcie: 5) kwalifikacja elementu niepewnego, chwiejnego, na który należy zwrócić uwagę w przyszłości i uszanować przez odpowiednie stwarzanie dla nich warunków terenowych i pracy”Równocześnie podkreślano:„że nie ilość, lecz jakość decydować będzie o wynikach pracy BW”Raporty z obwodów i inspektoratów przekazywane były do okręgowego Biura Studiów, komórki składającej się z referatów: społeczno-politycznego, kontrwywiadowczego i gospodarczego, a zajmującej się opracowywaniem dostarczanych przez struktury terenowe materiałów i przesyłaniem ich przez łączników do Biurze Studiów Obszaru (krypt. „Izba Kontroli”), raporty były ponownie analizowane i, przy pomocy komórki propagandowej redagowane w formie profesjonalnie przygotowanego biuletynu wewnętrznego „Informator”, który co miesiąc trafiał do Zarządów Wydziałów Zrzeszenia referendum w 1946 r. nastąpił kres działalności zaznaczyć, iż pomimo przestrzegania zasad konspiracji funkcjonariuszom UB udało się zinfiltrować agenturalnie komórki Brygad. I w sierpniu 1946 r. nastąpiło uderzenie w centralę Brygad i aresztowanie szefostwa. Do końca września rozbito także Okręgi Rzeszowski i MISJA WOJSKOWAW kwietniu 1943 r. ZSRR zerwał stosunki z rządem polskim (londyńskim). Podziemna armia polska pracowała zaś nad planami zorganizowania na ziemiach polskich powstania. To wymuszało potrzebę obecności aliantów na okupowanych ziemiach polskich przy dowódcy Armii był to czas, gdy zwycięstwa Armii Czerwonej pod Stalingradem i na Łuku Kurskim oraz ustalenia konferencji w Teheranie jednoznacznie utwierdziły Brytyjczyków i Amerykanów w tym, że Polska jest częścią sowieckiej strefy z ważnych, końcowych akcentów tajnych działań alianckich było przyjęcie ze zrzutu na terenie Polski angielskiej misji wojskowej o kryptonimie „Freston”. Jej zadaniem było dostarczenie bezpośrednich informacji z okupowanej Polski przez angielskich oficerów wywiadu i wyjaśnienie przez nich stosunków wojskowych i politycznych pomiędzy Polakami a Sowietami końcowej fazie wojny. Zaś celem wojskowym misji było:zapoznanie się ze stanem uzbrojenia Armii Krajowej, które wówczas było niedostateczne dla podjęcia walk w ogólnonarodowym powstaniu,analizowanie stosunku AK do innych ugrupowań partyzanckich oraz Armii Radzieckiej,uczestniczenie Misji przy Dowódcy AK lub Dowódcy Okręgu w ustalaniu warunków ujawniania się i rozbrajania po zajęciu przez wojska sowieckie terenów na zachód od misji Freston został zrelacjonowany po wojnie zarówno przez żołnierzy AK, jak i we wspomnieniach członka delegacji, polskiego oficera łącznikowego, kpt. Antoniego Pospieszalskiego ps. A. N. Currie, w książce pt. „Misja brytyjska w Polsce 1944-1945”.23 grudnia 1944 r. podchorąży „Ryś” (Leszek Cetner) otrzymał od szefa sztabu I Oddziału Organizacyjnego Okręgu AK „Jodła”, mjr. „Krzema” (Franciszka Blicharskiego) rozkaz szczególny: w dniu wigilii 24 grudnia 1944 r. ma się zgłosić na zapleczu dworca kolejowego w Koniecpolu w określonym czasie przyjazdu pociągu z Częstochowy w mundurze służby leśnej. I tak zrobił. W Koniecpolu po wyjściu z dworca zgłosił się do niego cywil w średnim wieku, którego po wymienieniu hasła przewiózł oczekującą tam bryczką, do majątku Oleszno państwa wykonaniu zadania kurierskiego „Ryś„, po powrocie do oddziału, dowiedział się, że niedawno przeprowadził Komendanta Głównego AK, generała „Niedźwiadka” (Leopolda Okulickiego) na wigilię partyzancką do lesie Oleszna Komendant Główny AK dokonał przeglądu 74 Pułku Piechoty AK i udał się na spotkanie z brytyjską misją wojskową o krypt. tej misji, po odpowiednim przeszkoleniu, przerzucono z Anglii do bazy lotniczej w Brindisi na południu Włoch. Tam oczekiwali oni na „skok” do kraju zaś wyznaczono zrzutowisko krypt. „Ogórki”, znajdujące się ok. 30 km na wschód od Częstochowy, w pobliżu miejscowości Żarki, grudnia 1944 roku o godzinie na zrzutowisku odczuwało się wielkie napięcie. Oddział odbioru bacznie obserwował lądujące spadochrony, a oddział osłonowy patrolował teren. Przez radiostację AK nadano zaszyfrowany sygnał:„Zrzut odbył się prawidłowo”Wylądowali:płk David T. Hudson,mjr Sooly Flood,mjr P. Kemp,kpt. Anthony Currie, którym był cichociemny mjr Antoni Nikodem Pospieszalski ps. „Rosomak”, „Łuk”, „Profesor”, „Trepka” alias Edward Ewert vel Anthony Currie,sierż. D. wylądować sześciu członków misji, ale szósty, kpt. Alan Morgan, tuż przed odlotem z Brindisi źle się poczuł i zrezygnowano z jego udziału w tymczasowe miejsce przebywania członków misji „Freston” wybrano mały dworek we wsi Katarzyna ok. 20 km od Radomska. Jeden dzień odpoczywali, a później odbyły się spotkania z oficerami i żołnierzami AK oraz tzw. sondażowe rozmowy z różnymi środowiskami. Anglicy – oprócz jednego, kpt. Anthony Currie (Antoniego Pospieszalskiego), który początkowo nie ujawniał, że jest pochodzenia polskiego i zna dobrze nasz język posługiwali się tłumaczami spośród oficerów z gen. Okulickim była kulminacyjnym punktem krótkiego i bezowocnego pobytu misji w okupowanej Polsce. Generał najpierw przedstawił ogólne niemieckie działania w Polsce, stan rozmieszczenia sił Armii Krajowej i stosunki z AL i NSZ, a potem wskazał przykłady współpracy z Armią Czerwoną, której wykonanie kończyło się zwykle tragicznie dla żołnierzy AK. Oświadczył, że z chwilą objęcia terenu przez wojska rosyjskie, oddziały Armii Krajowej będą rozwiązywane (by chronić polskich żołnierzy).Misja kilka razy dziennie łączyła się drogą radiową z Londynem za pomocą swoich dwóch sowiecka ruszyła znad Wisły 15 stycznia i 17 zajęła rejon Częstochowy i misji Freston znajdowało się miasteczko Żytno, gdzie stacjonowała jednostka sowiecka, w tym NKWD. Członkowie misji pożegnali się z żołnierzami, by udać się do jednostki Armii Czerwonej. Tam nie dano im wiary, że są Anglikami. Twierdzono, że to „bandyci” z AK, którzy zachowują się w dziwny sposób i nie chcą mówić po polsku. Odebrano im broń, sprzęt i wtrącono do piwnicy dworskiej. Przesłuchania trwały kilka dni. Następnie przewieziono ich do Radomska i Częstochowy. Pułkownik Hudson domagał się widzenia z dowódcą frontu, marsz. Iwanem Koniewem. Zanim po długich przesłuchaniach dostarczono ich do sztabu frontu, gdzie dostali samolot do Moskwy, upłynęło sporo czasu i konferencja w Jałcie już się materiały misji nie zostały przekazane drogą radiową i nie dotarły do Londynu na czas. Churchill nie miał argumentów do rozmów ze Stalinem. Choć gdyby dotarły, to i tak nie miałyby wpływu na wojnie w Londynie opublikowano raport misji o pobycie w okupowanym kraju. Prawdopodobnie jest jeszcze tajny raport w archiwach wywiadu brytyjskiego, w którym przypuszczalnie są wyniki rozmowy z gen. Leopoldem Okulickim „Niedźwiadkiem” o włączeniu podległych mu oddziałów wojska pod bezpośrednie dowództwo Armii Czerwonej i wykorzystaniu do dalszej walki z Okulicki 19 stycznia 1945 r. rozwiązał Armię Krajową, a w jej miejsce utworzył elitarną organizację „NIE” Niepodległość. I niedługo potem został podstępnie aresztowany przez Rosjan w Pruszkowie, a następnie stanął jako oskarżony na pokazowym procesie moskiewskim szesnastu i został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach w rosyjskim ratunek frestończykom przyszła brytyjska ambasada w Moskwie, która (zaalarmowana przez Londyn) prowadziła poszukiwania zagubionych agentów SOE. Na początku lutego Sowieci przyznali się Anglikom, że wiedzą, gdzie znajdują się członkowie misji. W połowie lutego zostali przetransportowani do Moskwy, gdzie przeżyli chwile grozy. Zobaczyli, że enkawudziści wjeżdżają z nimi na dziedziniec słynnej Łubianki i spodziewali się najgorszego. Po chwili jednak ich obawy zastąpiła nieopisana ulga. Do sali wszedł oficer brytyjskiej misji wojskowej w okrężną przez Bliski Wschód powrócili do Londynu. Z otrzymywanych brytyjskich informacji wywiadowczo – polityczno – wojskowych z Polski premier Churchill miał prawo wnioskować, że dalsze popieranie prolondyńskiego podziemia w Polsce przestało być opłacalne dla Pospieszalski jako kapitan A. N. Currie napisał:„Niechętnie wracam myślą do tej misji. Tyle w niej było pretensjonalnego absurdu, a osiągnęła tak niewiele. Jedynym jej rezultatem jest entuzjastyczny raport płk. Hudsona o Armii Krajowej i Polsce Podziemnej, przedstawiony po powrocie Churchillowi i od tego czasu spoczywający zapewne w aktach gabinetu wojennego jako historyczne curiosum.(…) Audiencja u lorda Sellowne’a, ówczesnego ministra wojny gospodarczej, miała charakter całkowicie formalny, podobnie zresztą jak przyjęcie u Mikołajczyka.(…) Zapowiadana audiencja u premiera Churchilla, o ile mi wiadomo, wcale się nie odbyła. Moi angielscy koledzy jednak wyzbyli się złudzeń co do Rosji”Oficjalny raport misji nie wpłynął jednak w żaden sposób na brytyjską politykę względem jak potoczyła się historia?Aresztowania żołnierzy AK przez NKWD, londyński rząd polski stracił poparcie aliantów, zaś walka zbrojna zakończyła się klęską. Pomimo ogromnej ofiarności i jednak nie był koniec…III WOJNA ŚWIATOWA„Nie do pomyślenia” – tak tłumaczy się kryptonim tej nigdy nieprzeprowadzonej operacji. Operacji krypt. „Unthinkable”.Na jej temat powstała bardzo ciekawa monografia, dostępna również w języku polskim: Jonathan Walker „Trzecia wojna światowa. Tajny plan wyrwania Polski z rąk Stalina”.Najpierw moja wątpliwość. Powyższa książka powstała na podstawie materiałów archiwalnych. Archiwa są brytyjskie i w dobrym świetle przedstawiają działania Brytyjczyków. Wynika z nich, że to nie Churchill sprzedał Polskę Stalinowi, a to prawda?Mówiąc szczerze, to nie wiem. Dlatego przedstawię o co chodzi w tej całej sprawie na podstawie dostępnych początku 1945 roku żołnierze Armii Czerwonej ruszyli do ostatecznego szturmu na III Rzeszę. Do Berlina mieli niespełna 200 kilometrów, na południu byli już na granicy z Jugosławią. Zjednoczone Królestwo było praktycznie bankrutem, który zerkał na Stany Zjednoczone, oczekując wsparcia elity amerykańskie zwracały się już w stronę Pacyfiku. Dodatkowo ich przedstawiciele uważali, że wszystkie ruchy Churchilla dążą do utrzymania Wielkiej Brytanii jako imperium kolonialnego, co z kolei było nie na rękę Wujowi Samowi (czyli USA).Sytuacja, w jakiej znalazł się Churchill, była nie do pozazdroszczenia. Prezydent Roosevelt został otoczony proradzieckimi doradcami i licznym gronem radzieckich szpiegów, a jego najważniejsi doradcy: szef sztabu wojsk lądowych generał George Marshall, ambasador Joseph Davies, Harry Hopkins, a także syn Elliott Roosevelt, rozważali gotowość na wszelkie ustępstwa wobec Stalina. Wierzyli, że zapewni to bezpieczeństwo w Europie i uchroni ją od brytyjskiego imperializmu. Dlatego nie wyrazili zgody na zaangażowanie większych sił na Bałkanach i zatrzymali natarcie 3 Armii generała Pattona w kierunku Pragi i był do tego stopnia przekonany o dobrej woli Stalina i zaślepiony nienawiścią do brytyjskiego imperializmu, że powiedział Churchillowi:„W pojedynkę poradzę sobie ze Stalinem lepiej niż pańskie ministerstwo spraw zagranicznych lub mój departament stanu”A w Jałcie okazało się, jak bardzo się o której świat pierwszy raz usłyszał w 1998 roku, została oznaczona kryptonimem „Unthinkable” i otrzymała najwyższy poziom tajności. Wiedzieli o niej jedynie planiści i najbliżsi współpracownicy premiera. Churchill zdecydował, że nie przekaże jej planów nawet Amerykanom. Związane z nią kwestie konsultował jedynie z generałem Andersem, gdyż 1. i 2. Korpus Polski miały mieć kluczowe znaczenie w oswobodzeniu ziem problem stanowił następca Franklina D. Roosevelta, prezydent Harry Truman, który nie był w pełni zorientowany w sprawach międzynarodowych i opierał się jedynie na wiedzy doradców poprzednika. Ci doradzili mu jak najszybsze wycofanie wojsk z Europy i przerzucenie ich na 12 maja 1945 roku Churchill przesłał prezydentowi Trumanowi, taki telegram:„Jestem głęboko zaniepokojony sytuacją w Europie. Doszło do mojej wiadomości, że połowa amerykańskiego lotnictwa w Europie zaczęła już dyslokację na Pacyfik. Co jednak w tym czasie stanie się z Rosją? Zawsze pracowałem nad utrwaleniem przyjaźni z Rosjanami, ale – podobnie jak pan – odczuwam głęboki niepokój z powodu ich interpretacji decyzji z Jałty, ich stosunku do spraw polskich, przewagi, jaką osiągnęli na Bałkanach (…).Obawiam się wpływu komunistycznej propagandy na tak wiele krajów. Przede wszystkim jednak obawiam się ich wielkich armii znajdujących się w stanie gotowości bojowej przez długi czas”Truman tych obaw nie po wojnie?Wiosną i latem 1945 r. Churchill, Roosevelt i Truman na przemian grozili Stalinowi i próbowali go zjednać, podczas gdy on konsekwentnie i nieugięcie forsował swoje żądania. W takiej oto atmosferze wielkiej niepewności narodziła się operacja „Unthinkable„.Brytyjski plan składał się z 38 stron i zawierał ocenę skuteczności ewentualnego ataku Aliantów na Armię Czerwoną. Atak miał się rozpocząć już 1 lipca 1945 roku, zanim jeszcze wojska zdążyłyby zostać zdemobilizowane, czego od Churchilla domagali się ataku mieliby ruszyć żołnierze państw Commonwealthu, Plan ataku, który miał się rozpocząć 1 lipca 1945 r., przewidywał dwa równoczesne natarcia z głębi terytorium Niemiec: jedno na kierunku Szczecin–Piła–Bydgoszcz, drugie zaś Lipsk– Cottbus–Poznań–Wrocław (co sugerowałoby, że po przekroczeniu Nysy Łużyckiej natarcie rozwinie się w dwóch kierunkach). Celem tego ataku miało być osiągnięcie rubieży Gdańsk–Wrocław–Kotlina Kłodzka. Dalszy postęp miał być wstrzymany, zarówno z obawy przed sowiecko-czechosłowackim atakiem na prawe skrzydło wojsk alianckich, jak i w nadziei, że ich szybkie dotarcie do owej rubieży skłoni Stalina do wycofania się z Polski (oczywiście nie dalej niż do „linii Curzona”).Dłuższe zatrzymanie wojsk na linii Gdańsk–Wrocław uznano za niemożliwe, gdyby więc Stalin nie ustąpił, to pozostawał odwrót lub przedłużenie ofensywy na wschód, co najmniej do przedwojennej granicy polsko-sowieckiej, a nawet dalej, czyli wojna totalna wraz z jej bardzo niepewnym Royal Navy – która miała wpłynąć na Bałtyk i przeprowadzić liczne desanty między Szczecinem a Gdańskiem – nad sowiecką marynarką wojenną była absolutna; również alianckie lotnictwo wszelkiego rodzaju (myśliwskie, a szczególnie bombowe – taktyczne i strategiczne) górowało nad sowieckim; wyjątkiem były samoloty szturmowe Tu-2. Na dodatek Sowieci zostaliby oczywiście pozbawieni zachodnich dostaw paliwa lotniczego i surowców niezbędnych do produkcji starcia pancerne miały więc mieć miejsce na wschód od linii Odra-Nysa Łużycka. Planowano odepchnąć Sowietów za przedwojenne granice. Jeśli nie udałoby się tego dokonać do zimy, wojska miały poczekać do wiosny. Sztabowcy obawiali się natomiast, że Armia Czerwona może w tym czasie wyprowadzić kontratak z Bałkanów, bądź z wiedział jednak o amerykańskim projekcie „Manhattan„, programie budowy broni atomowej. I miał plan awaryjny. W razie problemów na froncie zamierzał użyć nowej broni przeciwko Związkowi wobec niechęci Amerykanów i szybkiego wycofywania ich wojsk z Europy, szefowie Połączonych Sztabów uznali operację za nierealną i w notatce przedstawionej premierowi 22 maja 1945 roku stwierdzono, że operacja jest „wysoce ryzykowna„. W odpowiedzi Winston Churchill 10 czerwca 1945 przesłał depeszę z poleceniem, aby przygotować plan na wypadek agresji Rosji na Wyspy rezygnacji z przeprowadzenia operacji „Unthinkable” i przegraniu przez Churchilla wyborów, w wyniku czego na konferencji w Poczdamie Zjednoczone Królestwo reprezentował proradziecki Anthony Eden, Stalinowi udało się za zgodą Amerykanów przeforsować wszystkie swoje wówczas była już jedynie marionetką w jego 30 sierpnia 1946 odbyło się nieformalne spotkanie między brytyjskim i amerykańskim szefem sztabu na temat tego, jak może wyglądać konflikt w Europie i najlepsza strategia prowadzenia wojny przeciwko komunistom. I dopiero wtedy Amerykanie zrozumieli, że to Związek Radziecki, a nie Wielka Brytania jest ich największym zmartwieniem w w tym kontekście bardzo prawdopodobne jest to, że Sowieci zawzięcie niszczyli Polskie Państwo Podziemne (zwłaszcza jego zbrojne ramię, Armię Krajową) nie z obawy przed dywersją podczas końcowych miesięcy wojny z Niemcami czy też w zamiarze ułatwienia polskim komunistom przejęcia władzy, lecz przede wszystkim po to, żeby uchronić swoje linie zaopatrzenia na wypadek przyszłej wojny z na dziś byłoby na tyleJa zaś opowiadam Ci o tym wszystkim, gdyż po prostu znam się na tym. Sam byłem oficerem polskich służb specjalnych, a obecnie szkolę profesjonalistów wywiadu i bezpieczeństwa biznesu CSI (czyli Corporate Security Intelligence): wywiadowców, analityków, bezpieczników, strategów biznesowych oraz każdą osobę zainteresowaną tematyką. I na tych kursach szkolę kadry wywiadowcze i analityczne dla praca służb i ich agentur nie zmienia się z upływem lat. W przeciwieństwie do cały czas ulepszanej słuchasz tego podcastu, to już o tym masz jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to zapraszam Cię na dalsze ich nie masz – to zapraszam Cię tym ten odcinek zaś chcesz się ze mną podzielić jakimiś pytaniami lub sugestiami, to możesz to zrobić, piszą e-maila na adres:kontakt@ bezpośrednio w komentarzu na Blogu lub pod tym odcinkiem na YouTube’owym kanale 😉I mam do Ciebie ogromną prośbę: poleć ten podcast, OSS. Okiem Służb Specjalnych przynajmniej jednej osobie spośród Twoich znajomych!Jednej!Ciebie to nic nie kosztuje, a w ten sposób ten podcast dotrze do wszystkich zainteresowanych!Jeśli zaś nie chcesz przegapić nic z tego, o czym opowiadam na temat służb mniej i bardziej tajnych, to zasubskrybuj Newsletter na stronie 😉 Otrzymasz wówczas darmowego ebooka mojego ZAKOŃCZENIEAby niczego nie przegapić przypominam, że…jeśli interesuje Cię tematyka Bloga:A tymczasem…Do zaczytania, zasłuchania lub po prostu: do zobaczenia!I pozwolę sobie przypomnieć, że książka, którą napisałem wraz z Tomkiem Safjańskim i Pawłem Łabuzem pt. „Ochrona przedsiębiorstwa przed szpiegostwem gospodarczym. Prawne i praktyczne aspekty zapewnienia bezpieczeństwa aktywów przedsiębiorcy” jest cały czas dostępna w sprzedaży. Ogrom wiedzy!!! Nie przeocz jej 😉A jeśli chcesz przeczytać inne artykuły na Blogu, to zajrzyj HermanSerdecznie Cię witam!!! I przy okazji: Tak, to ja jestem na tym zdjęciu 😉 Piszę o służbach mniej lub bardziej tajnych, gdyż doskonale rozumiem ich specyfikę. Tak się bowiem składa, że zanim zostałem szkoleniowcem Wywiadu Bezpieczeństwa Biznesu CSI (Corporate Security Intelligence) byłem oficerem polskich służb specjalnych. A obecnie przekazuję praktyczną wiedzę i umiejętności niezbędne dla biznesowych: researcherów (czyli wywiadowców), analityków (i to nie tylko wywiadowczych), bezpieczników (czyli wszelakich specjalistów ds. bezpieczeństwa) oraz strategów biznesowych (co oznacza również menadżerów i kierowników różnego autoramentu, a także top managementu). Po prostu szkolę każdą osobę zainteresowaną tą tematyką. I na tym zarabiam. A blogowanie i podcasting są moim prezentem dla Ciebie 😎 85-letni mężczyzna, który pół życia spędził na poszukiwaniu nazistowskiego "złotego pociągu" zdradził, że nie tylko zna miejsce jego ukrycia, ale także tożsamość ludzi, którzy dwa tygodnie temu zgłosili się do władz Wałbrzycha z informacją na temat jego lokalizacji. Pierwsze ofiary "złotego pociągu" Skąd Tadeusz Słowikowski dowiedział się o pociągu i tajemniczym tunelu, w którym został ukryty? Historia sięga lat pięćdziesiątych. - O tunelu powiedział mi uratowany przeze mnie Niemiec o nazwisku Schulz. Uchroniłem go przed atakiem ze strony dwóch ludzi, a on w ramach wdzięczności opowiedział mi historię pociągu – powiedział w rozmowie z "Daily Mail" badacz. Opowieść, którą usłyszał Słowikowski, sięga końcowych dni II wojny światowej i pełna jest sekretów. - Kilku Niemców zostało na tych terenach po wojnie i pracowało na kolei. Wtedy jeden z nich odkrył wejście do ukrytego we wzgórzu tunelu, który niedaleko wejścia był zablokowany – powiedział Słowikowski. Pracownik kolei nie powiedział nikomu o swoim odkryciu. Obawiał się, że zostanie zamordowany, podobnie jak rodzina, której życie zostało poświęcone, by ukryć istnienie tajnego tunelu. Emerytowany górnik postanowił zgłębić historię tajemniczego morderstwa. Dysponuje zdjęciami domu, który miał zamaskować wejście do tunelu. Z górnego okna widać linię kolejową i wszystko, co się po niej porusza. Piątego maja 1945 r. mieszkająca w nim rodzina została z zimną krwią zamordowana, a cały dom wyburzono. Miało to miejsce na trzy dni przed wejściem do Wałbrzycha Sowietów. - Ktokolwiek ich zabił, zrobił to, ponieważ nie chciał, by powiedzieli komukolwiek o tym, co widzieli - dodaje badacz. Człowiek, który odkrył wejście do tunelu, postanowił jednak na łożu śmierci opowiedzieć Schulzowi o tym, co zobaczył. Informacje dotarły do Słowikowskiego. "Wielu niebezpiecznych ludzi kręci się wokół tej historii" Mężczyzna zainteresował się historią pociągu, o którym lokalne legendy głoszą, że jest wypełniony zagrabionym Żydom złotem. Badacz posiada mapy z 1928 roku, na których zaznaczona jest linia kolejowa z Wrocławia do Wałbrzycha oraz bocznica, która prowadzi do tunelu. Dziś już nie istnieją. Badacz opowiada, że w 2003 roku przedstawił organom rządowym wynik swojego śledztwa oraz otrzymał pozwolenie na rozpoczęcie badań terenowych. Wszystko wskazywało jednak na to, że ktoś chciał utrzymać istnienie pociągu w tajemnicy. - Gdy tylko zaczęliśmy prace, trzech uzbrojonych ludzi w cywilnych ubraniach nakazało nam przestać poszukiwania. Nie wiedzieliśmy, kim są, jednak mam pewne podejrzenia - powiedział 85-latek. – Niedługo po tym mój pies został otruty, drzwi wejściowe do domu zostały zniszczone, a na moich telefonach założono podsłuch. To klasyczna taktyka tajnych służb, kiedy chcą wystraszyć ludzi. To wciąż trwa. Mój telefon jest kontrolowany, jacyś ludzie niedawno powiedzieli, bym trzymał się z boku. Otrzymałem również tajemniczy telefon, w którym powiedziano mi, bym nie wtrącał nosa w obecne działania - relacjonuje Słowikowski. "Daily Mail" informuje, że podobny telefon odebrał również inny proszący o anonimowość odkrywca. - Otrzymałem telefon od tajemniczego człowieka, który kazał mi trzymać się z daleka od całej historii. Wielu niebezpiecznych ludzi zainteresowanych kręci się wokół tej historii, to właśnie oni mogą być autorami telefonu. Ten, który dzwonił, wiedział, że mam pewne informacje na ten temat – powiedział mężczyzna. Co znajduje się w pociągu? O sprawie "złotego pociągu" rozpisują się media na całym świecie. Opancerzony pociąg zaginął 70 lat temu, gdy Armia Czerwona zdobywała niemiecki wówczas Wrocław. Niemcy wywieźli z miasta złoto pociągiem. Skarby miały dotrzeć do Świebodzic, a następnie do Wałbrzycha, ale wagony nigdy tam nie dotarły. Jedna z hipotez mówi, że skład mógł wjechać do tunelu, który miał być wydrążony w dolinie niedaleko osiedla Lubiechów i prowadził pod Zamek Książ. Według różnych źródeł – w wagonach pociągu oprócz złota Wrocławia mogły znajdować się także Bursztynowa Komnata oraz zrabowane dzieła sztuki. Gapiów przybywa Wiadomo, że dwaj mężczyźni, Polak i Niemiec, którzy wskazali miejsce ukrycia pociągu, domagają się 10 procent znaleźnego. W połowie zeszłego tygodnia przedstawiciele znalazców "złotego pociągu" spotkali się z władzami Wałbrzycha. Wtedy też poinformowano, że zaginiony pociąg znajduje się na terenie miasta. W oficjalnym zgłoszeniu, które przekazano samorządowcom, podano dokładne parametry i lokalizację znaleziska. Specjaliści, z którymi rozmawiało Radio Wrocław, wskazują, że pociąg, który 70 lat temu miał wyruszyć spod Wrocławia, może się znajdować między 61. a 65. km trasy kolejowej Wrocław – Wałbrzych. Wiceminister kultury już w ubiegłym tygodniu prosił, by nie szukać pociągu na własną rękę. – Zwracam się z apelem, by zaprzestać wszelkich jego poszukiwań, do chwili zakończenia oficjalnej urzędowej procedury, prowadzącej do zabezpieczenia znaleziska. W ukrytym pociągu - co do którego istnienia jestem przekonany - znajdować się mogą niebezpieczne materiały z czasów II wojny światowej. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że pociąg jest zaminowany – ostrzega Żuchowski. Mimo próśb ministra, w miejsce gdzie ponoć ukryty jest pociąg, od kilku dni można spotkać wycieczki, w tym rodziny z dziećmi. Dlatego też od weekendu okolicy między Świebodzicami a Szczawienkiem pilnują policja i Straż Ochrony Kolei. (do) Genealogia Poszukuję zasobów, informacji - Pracownicy Kolei, kolejarze - gdzie szukać spisy sauk_irena - 07-12-2007 - 12:35 Temat postu: Pracownicy Kolei, kolejarze - gdzie szukać spisy Większość moich znajomych i ich znajomych ma w bliższej lub dalszej rodzinie kolejarzy. I ja ich mam: mój dziadek - Antoni Sauk (1885-1944) był kolejarzem w Koluszkach i Wilnie, jego szwagier - Adam Strogowski - cxałe życie w Koluszkach. Także w rodzinie mamy (z byli kolejarze. Zastanawiam się czy można dotrzeć do jakichś wykazów nazwisk kolejarzy, szczegółowej historii poszczególnych węzłów kolejowych i podobnych tematów. Może ktoś coś wie na ten temat? Babcia_Ela - 07-12-2007 - 15:52 Temat postu: Kolejarze Witam, Jest ,,Ksiega pracownikow kolei - 1932r,, - w Muzeum Kolejnictwa w Warszawie , /dawny Dworzec Glówny/ Podobno sa tez inne lata. Poza tym prosze zajrzec na - forum - spis pracownikow kolejnictwa. Pozdrawiam. Elzbieta spaw_13 - 03-06-2008 - 18:24 Temat postu: Kolej Witam Mój pradziad pracował na kolei jako adiunkt w latach 1909 do 1929 czy można gdzieś pozyskać jakieś informacje na ten temat?? Albo czy istnieje jakieś główne archiwum PKP żeby były w nim z tego okresu jakiekolwiek informacje. Pozdrawiam Michał krzykwa - 04-06-2008 - 20:07 Temat postu: Witam, polecam na Genpolu wątek "Spis pracownikow kolejowych z lat 30". Zawiera on między innymi informację o tym, że Muzeum Kolejnictwa w Warszawie przy ulicy Towarowej 1 (dawny Dworzec Warszawa Główna) 00-958 Warszawa Tel./fax 022 620-04-80 Tel. do kasy 022 524-58-76 Czynne od wtorku do niedzieli w godz. ________________________________________ . dysponuje "Spisem pracowników kolejowych z lat 1931/32 oraz z lat 33/34. Informuje także, że nazwiska pracowników kolejowych z rejonu opolskiego z lat 1928/44 odnaleźć można na stronie: Pozdrawiam, Krzysztof bezet - 05-06-2008 - 23:09 Temat postu: Prosze szanowne Koleżanki i Kolegów o zawieszenie w dniu dzisiejszym wszelkich dyskusji . W obliczu straszliwej tragedii naszego kolegi Jacka ,ograniczmy sie do milczaca obecność niech będzie wyrazem naszego zrozumienia Jego bólu. Zygmunt spaw_13 - 09-06-2008 - 08:31 Temat postu: Jeżeli ktoś dysponuje takim spisem proszę o sprawdzenie mi nazwisk: Przewoźnik Warosch Kajstura Z góry bardzo dziękuję Kontakt 13spaw@ Pozdrawiam Michał robin000 - 07-12-2008 - 13:59 Temat postu: Kolej w zaborze rosyjskim Poszukuję informacji na temat baz danych i dostępu do nich związanych z pracownikami kolei w XIX i na poczatku XX wieku. Chodzi mi o obszar zaboru rosyjskiego, gdzie pracował mój pradziadek, a o którym mam niewiele wiadomości. zy takowe informacje wogóle sa do zdobycia? Robert Soldat maziarek - 07-12-2008 - 17:06 Temat postu: Kolej w zaborze rosyjskim Robercie Spróbuj skontaktować się z Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. MUZEUM KOLEJNICTWA W WARSZAWIE ul. Towarowa 1 (dawny Dworzec Warszawa Główna) 00-958 Warszawa Dział Telefon E-mail Sekretariat (022) 620 04 80 mailto: sekretariat@ (022) 474 57 58 Dział Historyczny i Przygotowania Wystaw (022) 474 58 38 mailto: historyczny@ Dział Dokumentacji (022) 474 58 38 mailto: dokumentacja@ Dział Oświatowy (022) 474 57 80 mailto: oswiatowy@ Dział Oświatowy-Promocja mailto: promocja@ Dział Techniczny (022) 474 54 75 mailto: techniczny@ Dział Administracyjno-gospodarczy (022) 474 56 94 Archiwum Fotograficzne (022) 474 56 95 mailto: foto@ Biblioteka mailto: biblioteka@ ........Na zbiór archiwaliów muzealnych składają się: dokumenty obrazujące historię i rozwój kolejnictwa na ziemiach polskich Najciekawsze z nich dotyczą Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej Są to Akcja Towarzystwa Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej z dnia 1 kwietnia 1839 roku, akta wywłaszczeniowe pod budowę tej drogi, również z 1839 roku, akt erekcyjny budowy głównych warsztatów dla Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej z 1852 roku i patent na maszynistę" z 1873 roku. W grupie tej znajdują się także dokumenty osobiste kolejarzy, rozkłady jazdy, bilety kolejowe oraz listy frachtowe polskie i zagraniczne. Najstarszymi z tych dokumentów są: list frachtowy kolei Warszawsko Wiedeńskiej z 1861 roku i bilet wolnej jazdy nr 2 Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej z 1863 roku. ...... ....BIBLIOTEKA W księgozbiorze muzealnym zgromadzonych jest blisko 6 tysięcy ksią­żek, czasopism i innych wydawnictw z dziedziny kolejnictwa. Szczególnie cenne są wydawnictwa z XIX w., których zebrano ponad 400, a wśród nich pierwsza w języku polskim książka o tematyce kolejowej pt. „Pisma pod­ręczne dla budującego drogi żelazne", wydana w 1842 roku. Dużą część zbiorów stanowią książki i czasopisma z lat międzywojennych..... Powyższe teksty przekopiowałem ze strony internetowej Muzeum. Wynika z nich, że być może coś się znajdzie, jakiś trop do poszukiwań. Pozdrawiam Bogusław robin000 - 08-12-2008 - 20:22 Temat postu: Serdecznie dziękuję za pomoc. Napewno skorzystam w wolnej chwili. Pozdrawiam Robert Soldat tomek-malina - 17-08-2010 - 13:43 Temat postu: Pracownicy Kolei Witam, Mój pradziadek był pracownikiem na kolei wStryszowie (powiat Wadowice). Z tego co wiem, miał on ludzi pod sobą, nie był więc na najniższym szczeblu. Moje pytanie: czy istnieja jakieś wykazy, indeksy, na których mógłbym odnaleźć przodka? Pracował on przed wojną, być może też w czasie wojny. pozdrawiam tomek dede43 - 18-08-2010 - 09:03 Temat postu: Pracownicy Kolei Odnalazłam kiedyś to: Kolejarze ... 1&t=69 Może się przyda. Pozdrawiam Danuta - 18-08-2010 - 13:29 Temat postu: . Witam Proszę przeczytać też wątki z T: Kolejarze -gdzie szukać wykazu pracowników ... T: Szukam spisu kolejarzy - ... Archiwa Państwowe -zasoby ... amp;word2= Markowski_Maciej napisał: Może warto odezwać się do Muzeum Kolejnictwa w Warszawie? Część mojej rodziny kolejarskiej jest opisana w Słowniku Biograficznym Techników Polskich. Trudno się z nimi skontaktować, ale mnie się udało. Słownik Biograficzny Techników Polskich jest wydawany od 1989 r., dotychczas ukazało się 19 tomów. Znajdują się w nich biogramy techników, inżynierów, uczonych, architektów, którzy wnieśli istotny wkład w rozwój swojej dyscypliny. … post - Wysłany: 10-06-2010 - ... ght=#57968 Muzeum Kolejnictwa - "Informujemy iż obowiazuje cennik za dodatkowe usługi świadczone przez Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. Należą do nich: prowadzenie kwerend, udostępnianie obiektów i zdjęć muzealnych do fotografowania, sporządzanie kopii obiektów i zdjęć oraz udostępnianie ich w postaci kserokopii, zdjęć cyfrowych oraz skanów. Pełen regulamin z cennikiem oraz formularz zgłoszeniowy do pobrania nizej. " Kaczmarek_Aneta napisał: Muzeum Kolejnictwa w Warszawie to dobry kierunek. Znajdują się stam spisy kolejarzy z lat: 1931/32 oraz 1933/34 (możliwy jest wgląd). Kolejarze z opolskiego (1928/1944): Polscy kolejarze - 1938: ... amp;t=1696 Źródło powyższych danych: ... torder=asc … post - Wysłany: 10-06-2010 ... ght=#57979 NDAP - Dokumentacja osobowa i płacowa : PRZECHOWAWCY np.: PKP SA Centrala Archiwum Obszarowe we Wrocławiu ... mp;id=1170 PKP - Rejestry, ewidencje, archiwa Kategoria: wykazy zawodów odsyłacze -Biblioteki wyszukiwanie wg. zawodu - W zasobach Bibliotek - Wyszukiwarka -> wpisać hasło np: lekarz; sołtys, szewc... kolejarz - Indeks biogramów tomów I-XX - Twórcy nauk technicznych... „Słownik Biograficzny Techników Polskich …” ... Pozdrawiam serdecznie Maria Płowik_Hubert - 15-09-2010 - 19:30 Temat postu: Ja poszukuję prapradziadka Andrzeja (Andrij, Andriej) Hapon ur. ok. 1880, który przed pierwszą wojną światową był maszynistą na Uralu (prawdopodobnie gdzieś w okolicach Permu, albo jeździł transsyberyjskim; podobno długo nie bywał w domu, jeździł). Gdzie mogę rozpocząć poszukiwania i czy ktoś może mi pomóc? dede43 - 03-12-2010 - 00:23 Temat postu: Pracownicy Kolei Z kolejarzami jest problem. Tez takich szukam - stryjecznego dziadka - na pewno kolejarza w 1891 roku - wówczas w Kijowie; dziadka - maszynisty w 1911 r w Dąbrowie Górniczej, w późniejszych latach zawiadowcy stacji w Czerniewicach (Kujawy). Muzeum Kolejnictwa w Warszawie już na drugi dzień po zapytaniu ich, czy nie posiadają jakiejś dokumentacji osobowej z tamtych lat - odesłało mnie do do PKP, a tam są tylko dokumenty z 50 lat, nie 100. Jawoszek_Elzbieta - 03-12-2010 - 08:21 Temat postu: Pracownicy Kolei Witaj Nie wiem czy sugerować ale może ... (zawsze warto próbować). Zajrzyj do bazy sezam i poszukaj ... ej&f=0 Zwróć uwagę na pozycję pierwszą. Nie wiem absolutnie co tam jest ale .... I akta przeniesione do Warszawy Oczywiście to może być całkowicie błędny trop i z terenu dawnej Galicji nic. Pozdrawiam Elżbieta Jawoszek_Elzbieta - 03-12-2010 - 08:26 Temat postu: Pracownicy Kolei I jeszcze z tego portalu "Kolej Austro-Węgierska pracownicy " ... Konstancia - 12-05-2011 - 11:14 Temat postu: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907-18 r Drodzy Panstwo! Szukalam w internecie, narazie bezskutecznie, listy, spisow, rejestrow pracownikow kolei na trasie Warszawa-Lapy-Petersburg w latach miedzy 1907-1918 mniej wiecej. Patrzylam wstepnie na stronie AP w Bialymstoku i nie rzucilo mi sie w oczy nic na ten temat, czy moze warto tam bezposrednio zadzwonic i celowo sie spytac? Czy ktos cos takiego moze juz z Panstwa ma? Gdzie indziej moge tego szukac? Pozdrawiam, Konstancja maziarek - 12-05-2011 - 13:38 Temat postu: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907-18 r Konstancjo Zapoznaj się z tematem pod adresem może znajdziesz odpowiedź na swoje kłopoty. Pozdrawiam Bogusław Konstancia - 12-05-2011 - 14:14 Temat postu: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907-18 r Dziekuje bardzo panie Boguslawie, w wolnej chwili przewertuje watek. Gdyby ktos wiedzial cos jeszcze podtrzymuje moje zapytanie. Pozdrawiam, Konstancja apogorzelska - 21-11-2011 - 19:56 Temat postu: Dostałam dziś dużą i bardzo oczekiwaną kopertę z Archiwum PKP w Warszawie, a tam same skarby Życiorysy, zdjęcia, akty zgonów, ślubów, urodzin, świadectwa szkolne, wszelakie zaświadczenia, karty rozpoznawcze. Polecam to archiwum jako cenne źródło pozdrawiam Ania szczesna - 22-11-2011 - 11:46 Temat postu: Aniu, a jakie dane wyjściowe posiadałaś. Pytam o taką banalną rzecz ponieważ ja wiem tylko, że pradziadek pracował na kolei Warszawsko- Wiedeńskiej i w przybliżeniu lata. Pozdrawiam Joanna igoriosso - 22-11-2011 - 14:33 Temat postu: Witam, czy ktoś się orientuje, które Archiwum Obszarowe PKP może posiadać archiwalia z Wileńszczyzny z lat 1920-1945? pozdrawiam, IgorD. apogorzelska - 22-11-2011 - 15:22 Temat postu: szczesna napisał: Aniu, a jakie dane wyjściowe posiadałaś. Pytam o taką banalną rzecz ponieważ ja wiem tylko, że pradziadek pracował na kolei Warszawsko- Wiedeńskiej i w przybliżeniu lata. Pozdrawiam Joanna Różnie to wyglądało bo prosiłam o dokumenty kilku osób a tylko o 2 wiedziałam coś więcej niż to, że pracowali w PKP. Pani w archiwum poprosiła żebym napisała wszystko co może im pomóc zidentyfikować poszukiwane osoby więc podawałam u wszystkich datę i miejsce urodzenia, datę i miejsce śmierci, dane rodziców , gdzie mieszkali, gdzie ew. się przeprowadzali. O pracy w PKP mojego pradziadka wiedziałam tylko tyle co ty, że pracował na kolei, nawet lat nie znałam, ale i tak jego teczkę znaleźli, w archiwum PKP w Gdańsku. Akta bezpłatnie sprowadzili do Warszawy. Warto próbować Podanie trzeba wysłać na adres: PKP-SA Centrala Archiwum Zakładowe Ul. Targowa 74 03-734 Warszawa Trzeba jeszcze udokumentować pokrewieństwo. Pozdrawiam Serdecznie Ania Wiśniewski_Adam - 22-11-2011 - 15:59 Temat postu: Witam, Też podałem wszystkie dane o 3 osobach swoich, b. miłe panie znalazły tylko 1 osobę i same przesłały ksera. Pozdrawiam Adam krissto - 02-12-2011 - 21:03 Temat postu: Bardzo zainteresował mnie ten wątek, bo mój dziadek przez wiele lat był kolejarzem na Pomorzu. Niewiele wiem poza tym, bo zmarł niestety kiedy ja jeszcze nie interesowałem się genealogią. Czytając ten wątek, szczególnie wpis Ani, postanowiłem napisać do Archiwum PKP. Tylko nie bardzo wiem, czy mam pisać do Archiwum do Warszawy, czy bezpośrednio może do Gdańska, skoro dziadek był kolejarzem pomorskim? No i jaką formę miałoby mieć to podanie, jako prośba o kopie dokumentów? Z góry dzięki za pomoc Krzysztof justan12 - 02-12-2011 - 21:15 Temat postu: apogorzelska napisał: Dostałam dziś dużą i bardzo oczekiwaną kopertę z Archiwum PKP w Warszawie, a tam same skarby Życiorysy, zdjęcia, akty zgonów, ślubów, urodzin, świadectwa szkolne, wszelakie zaświadczenia, karty rozpoznawcze. Polecam to archiwum jako cenne źródło pozdrawiam Ania po pierwsze gratulacje! Ja napisałem do nich o informacje o pradziadku (przeszedl na emeryture w 1928) i odpisali mi ze nic nie mają... Ale zaciekawiło mnie skąd w archiwum PKP "akty zgonów, ślubów, urodzin"?? pozdrawiam Hubert poldecorwin - 03-12-2011 - 23:21 Temat postu: Witam w mojej rodzinie byli tez kolejarze i pracownicy urzedowi koleii - drog zelaznych petersburskich - napisalem wszytko co mialem lacznie z nr ubezpieczenia, legitymacji kolejarskiej i nic nie maja. Powiedzieli ze byc moze gdzies w Rosji sa akta z epoki zaborow-Krolestwo Polskie.... Coz bede szukac dalej Pol joanna23 - 04-12-2011 - 07:56 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Konstancia napisał: Drodzy Panstwo! Szukalam w internecie, narazie bezskutecznie, listy, spisow, rejestrow pracownikow kolei na trasie Warszawa-Lapy-Petersburg w latach miedzy 1907-1918 mniej wiecej. Patrzylam wstepnie na stronie AP w Bialymstoku i nie rzucilo mi sie w oczy nic na ten temat, czy moze warto tam bezposrednio zadzwonic i celowo sie spytac? Czy ktos cos takiego moze juz z Panstwa ma? Gdzie indziej moge tego szukac? Pozdrawiam, Konstancja Witaj Konstancjo , nie wiem jakiego nazwiska poszukujesz ... sprawdziłam Arciszewskiego i.. występuje jedynie Arciszewski Stanisław s. Alojzego - kolejarz - Koleje LIBAWO-ROMEŃSKIE...taka informacja zawarta jest w Księdze P. Gub. Mińska 1914r, Księga Pamięci Wilno 1915 rok oraz w Księdze Żeleznodorożnej ( Koleje ) z 1916 roku. Jol_Kla - 05-12-2011 - 14:01 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- joanna23 napisał: Witaj Konstancjo , nie wiem jakiego nazwiska poszukujesz ... sprawdziłam Arciszewskiego i.. występuje jedynie Arciszewski Stanisław s. Alojzego - kolejarz - Koleje LIBAWO-ROMEŃSKIE...taka informacja zawarta jest w Księdze P. Gub. Mińska 1914r, Księga Pamięci Wilno 1915 rok oraz w Księdze Żeleznodorożnej ( Koleje ) z 1916 roku. Witaj Joanno, jeśi możesz to poprosze o sprawdzenie w Twoich notatkach nazwiska Wołosiuk vel Wołosiewicz (pisany czasem też Wołosiak) - Bronisław Ewaryst s. Stanisława ur. 1893 Warszawa - maszynista, pozdrawiam serdecznie Jola dede43 - 05-12-2011 - 16:18 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Witaj Joanno. Może w swoich notatkach znajdziesz : - Władysława Jakuba Kwiatkowskiego?. Urodził się w 1860 r. w Warszawie, był synem Józefa Kwiatkowskiego i Anieli z Wrońskich. Na swój ślub w 1891 r. z Józefa Dudkiewicz do Warszawy przyjechał z Kijowa. Na akcie ślubu jest wzmianka, że był kolejarzem. był moim stryjecznym dziadkiem. - Jana Gajowiaka? Mojego dziadka ze strony mamy? Nie mam pojęcia czyim był synem. W 1911 r. był maszynistą kolejowym i mieszkał w starej Dąbrowie (dziś Dąbrowa Górnicza). Ożeniony był wówczas z Feliksą z Brzozowskich. Dane te znalazłam na akcie urodzenia mojej mamy. W późniejszych latach mieszkał w Czerniewicach (okolice Włocławka czy Torunia), gdzie był podobno zawiadowcą stacji. Babcia Feliksa zmarła w 1943 r. jako wdowa. Jest pochowana na Powązkach. Marylka - 05-12-2011 - 19:36 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Joanno może w swoich poszukiwaniach natknęłaś się na nazwisko Wdowicki? Pozdrawiam Marylka joanna23 - 05-12-2011 - 23:03 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Jol_Kla napisał: joanna23 napisał: Witaj Konstancjo , nie wiem jakiego nazwiska poszukujesz ... sprawdziłam Arciszewskiego i.. występuje jedynie Arciszewski Stanisław s. Alojzego - kolejarz - Koleje LIBAWO-ROMEŃSKIE...taka informacja zawarta jest w Księdze P. Gub. Mińska 1914r, Księga Pamięci Wilno 1915 rok oraz w Księdze Żeleznodorożnej ( Koleje ) z 1916 roku. Witaj Joanno, jeśi możesz to poprosze o sprawdzenie w Twoich notatkach nazwiska Wołosiuk vel Wołosiewicz (pisany czasem też Wołosiak) - Bronisław Ewaryst s. Stanisława ur. 1893 Warszawa - maszynista, pozdrawiam serdecznie Jola Witaj Jolu znalazłam : Wołosiewicz Ignacy otczestwo Ustinowicz - żonaty, wyznanie prawosławne, Plac Aleksandrowskiego Teatru 5 ( chyba adres zamieszkania )- dełoproizwoditiel ( nie wiem co to znaczy ) Kazennych Żeleznodorog , Fontanka 117 - Księga Żeleznodorożna rok 1896 nie wiem czy mam rację... kojarzy mi się to z Ukrainą i gdzieś chyba koło Doniecka...Fontanka - wieś ewentualnie mała miejscowość joanna23 - 05-12-2011 - 23:12 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- dede43 napisał: Witaj Joanno. Może w swoich notatkach znajdziesz : - Władysława Jakuba Kwiatkowskiego?. Urodził się w 1860 r. w Warszawie, był synem Józefa Kwiatkowskiego i Anieli z Wrońskich. Na swój ślub w 1891 r. z Józefa Dudkiewicz do Warszawy przyjechał z Kijowa. Na akcie ślubu jest wzmianka, że był kolejarzem. był moim stryjecznym dziadkiem. - Jana Gajowiaka? Mojego dziadka ze strony mamy? Nie mam pojęcia czyim był synem. W 1911 r. był maszynistą kolejowym i mieszkał w starej Dąbrowie (dziś Dąbrowa Górnicza). Ożeniony był wówczas z Feliksą z Brzozowskich. Dane te znalazłam na akcie urodzenia mojej mamy. W późniejszych latach mieszkał w Czerniewicach (okolice Włocławka czy Torunia), gdzie był podobno zawiadowcą stacji. Babcia Feliksa zmarła w 1943 r. jako wdowa. Jest pochowana na Powązkach. Witaj z Kwiatkowskich figurują tylko imiona Donat i Michał w 1896 r. i dodatkowo Józef w 1916 roku... Gajowiak nie występuje. Marylka napisał: Joanno może w swoich poszukiwaniach natknęłaś się na nazwisko Wdowicki? Pozdrawiam Marylka Niestety Marylko...brak Wdowickiego. Jol_Kla - 06-12-2011 - 07:58 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Joanno, dziękuje za sprawdzenie, niestety to nie ta osoba. Z opowiadań rodziny - Bronio Wołosiuk był maszynistą pociągów międzynarodowych (ponoć maszyniści dzielili się na klasy, on miał tą nąjwyższą) a podczas rewolucji przebywał na terenie Rosji. Ożenił się w Warszawie w 1922 r. Nie wiem kiedy zmarł ale na pewno żył jeszcze po II wojnie. Nie jest to moja bezpośrednia linia, choć bardzo mnie interesuje ze względu na jego siostre (inna matka). pozdrawiam Jola joanna23 - 06-12-2011 - 08:39 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Jol_Kla napisał: Joanno, dziękuje za sprawdzenie, niestety to nie ta osoba. Z opowiadań rodziny - Bronio Wołosiuk był maszynistą pociągów międzynarodowych (ponoć maszyniści dzielili się na klasy, on miał tą nąjwyższą) a podczas rewolucji przebywał na terenie Rosji. Ożenił się w Warszawie w 1922 r. Nie wiem kiedy zmarł ale na pewno żył jeszcze po II wojnie. Nie jest to moja bezpośrednia linia, choć bardzo mnie interesuje ze względu na jego siostre (inna matka). pozdrawiam Jola a wiesz może na jakich liniach mógł jeżdzić ? Rosja wielka... Jol_Kla - 06-12-2011 - 09:05 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- dokłdnie nie wiem, podejrzewam , że w gre wchodzi linia Warszawa-Petersburg lub Warszawa-Wilno Jola dede43 - 06-12-2011 - 13:00 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Dziękuje Joanno. Niestety wygląda, że to nie "moi". Marylka - 06-12-2011 - 20:35 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Dziękuję za odpowiedź. Marylka Babcia_Ela - 18-09-2012 - 12:23 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Witaj Joanno ! Poszukuję informacji o moim dziadku Dyonizym Kalińskim ,synu Pawła, 1872 Zlojec. Od 1900 r do 1918 pracowal na kolejach rosyjskich jako ksiegowy w Jekatierynoslawiu , Kijowie i Moskwie. Potem w Warszawie w Dyrekcji PKP, a nastepnie w PKP w Radomiu. Bardzo prosze o pomoc. Pozdrawiam. Babcia Ela Szczerbiński - 18-09-2012 - 13:11 Temat postu: Re: Poszukuje listy kolejarzy Warszawa-Lapy-Petersburg 1907- Witam Pani Elu! Taki link znalazłem na hasło: pracownicy kolei 1900 r. ... buam#focus Natomiast kiedyś po stronie rosyjskiej na hasło o kolejarzach 'rosyjskich' (podczas zaborów) odesłano mnie do Instytutu Kolei w Odessie. Niestety dzisiaj już tej strony nie pamiętam, ale jest ten wątek tu gdzieś na forum .. Pozdrawiam Jerzy Wiśniewski_Adam - 18-09-2012 - 16:34 Temat postu: Witaj Joanno, Poszukuję informacji dot Michała Nowickiego, był maszynistą na kolei na trasie Warszawa - Kijów, Mińsk w latach ok 1900 - 1920; zmarł w 1938 roku. Niestety w Archiwum PKP nie zachowały się żadne dokumenty. Pozdrawiam, Adam - 06-01-2014 - 13:21 Temat postu: Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych w Polsce Witam. Znalazłem legitymacje Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce z 1922 r. na nazwisko Pepik Jan. Czy ktoś wie, gdzie mógłbym się zwrócić, aby uzyskać informację o tej osobie? Pozdrawiam Marcin Piepik. Czerkawska_Ewa - 06-01-2014 - 14:31 Temat postu: Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych w Polsce Szukam informacji o Ludwiku Michale Kiełkiewiczu, który w 1877 roku przyjechał do pracy na kolei na Pragę (Szmulowizna) jako urzędnik, prawdopodobnie na kolei nadwiślańskiej, bo był delegowany do pracy na Lubelszczyźnie do Bychawy. kamilo86 - 06-01-2014 - 14:47 Temat postu: Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych w Polsce Witajcie, dla miłośników kolei, małżeństwo 12/1850 parafia ewangelicka Czarny Las. ... Pozdrawiam, Kamil joanna23 - 30-03-2014 - 08:33 Temat postu: Wiśniewski_Adam napisał: Witaj Joanno, Poszukuję informacji dot Michała Nowickiego, był maszynistą na kolei na trasie Warszawa - Kijów, Mińsk w latach ok 1900 - 1920; zmarł w 1938 roku. Niestety w Archiwum PKP nie zachowały się żadne dokumenty. Pozdrawiam, Adam Witaj Adamie znalazłam dwie osoby ... w spisie z roku 1896 Nowicki Michał syn Aleksandra ( żonaty, 2 córki, adres zamieszkania: Warszawa - Praga, ul. Moskiewska 12 ) - rewizor - Kolej Warszawsko-Terespolska Nowicki Michał syn Aleksandra ( żonaty, 1 syn, miejsce zamieszkania Woroneż ) naczelnik - Kolej Południowo-Wschodnia hykiel - 02-04-2014 - 11:21 Temat postu: Joanno czy moj pradziadek Aleksander Wozniczuk vel Woźnicki był juz wtedy maszynistą w Białymstoku albo Wołkowysku czyli albo Warszawsko-Wileńska albo Poleska? Inni Wozniczuk vel Woźnicki tez mnie interesują. Markus - 02-08-2014 - 21:55 Temat postu: Legitymacje kolejowe Witam serdecznie. Mam pytanie dotyczące dość wąskiej dziedziny. Otóż interesuje mnie specyficzna kategoria dokumentów kolei: 1) Legitymacje zatrudnionych pracowników 2) Legitymacje członków rodzin pracowników (te, które upoważniały do zniżek na przejazdy itp.). Czy ktoś z Forumowiczów próbował znaleźć te dokumenty? Czy PKP przechowuje jakieś wnioski odnoszące się do tych legitymacji lub ich kopie (chyba musieli mieć jakiś dowód, kto jest uprawniony, a kto nie)? Gdzie można ich szukać? Na początku pomyślałem o aktach pracowniczych, ale akta pracownicze dotyczą - jak sama nazwa mówi - tylko pracownika. Ktoś ma jakieś pomysły? Interesuje mnie okres przedwojenny - Warszawa (Kolej Nadwiślańska, potem PKP) oraz Piotrków Trybunalski (Kolej Warszawsko-Wiedeńska). Byłbym wdzięczny za rady. Pozdrawiam, Markus AlicjaSurmacka - 03-08-2014 - 21:42 Temat postu: Witam! Nie wiem czy pomogę, bowiem dokument jaki posiadam w domu dotyczy wcześniejszego okresu ( 1911 rok ) Jest to legitymacja w formie dowodu osobistego (ze zdjęciem) wydana przez DŻWW (Droga Żelazna Warszawsko Wiedeńska), który służył wyłącznie do stwierdzenia tożsamości osoby właściciela i wiinien być okazywany przy kontrolowaniu biletów razem z biletem wolnej jazdy, oraz w innych wypadkach, np. przy zasięganiu porady lekarskiej itp. Dokument jest dwujęzyczny zarówno po polsku jak i po rosyjsku. Jest to dowód osobisty prababci, która była żoną zarządzającego stacją telegrafu w Radomsku. Pozdrawiam Alicja Markus - 05-08-2014 - 15:26 Temat postu: Witam! Bardzo dziękuję za odpowiedź. W poprzedniej wiadomści wyraziłem się nieco nieprecyzyjnie, bo tak naprawdę interesuje mnie okres od 1914, także Pani wiadomość jest jak najbardziej pomocna:) A czy ktoś próbował może szukać tych dokumentów w jakiś archiwach? Pozdrawiam, Markus marekzaborski - 05-08-2014 - 18:04 Temat postu: Mam podobne pytanie. Poszukuję dokumentów (może i legitymacji?) dotyczących pracowników kolei w Guberni Lubelskiej, pracowników stacji kolejowych Nałęczów i Czesławice. Lata 1885 - 1895. Marek Kaczmarek_Aneta - 05-08-2014 - 18:13 Temat postu: Dla przypomnienia stary wątek: ... Pozdrawiam, Aneta Markus - 27-08-2014 - 18:22 Temat postu: A tak przy okazji - czy ktoś orientuje się, czy przedwojenne akta pracownicze warszawskich Pracowników PKP zachowały się? Ktoś może szukał w tym kierunku? Pozdrawiam, Markus HJedrzejuk - 27-08-2014 - 19:15 Temat postu: Szukałam kiedyś podobnych materiałów, ponieważ mój Pradziadek pracował w Stryju na kolei ... i Jego synowie też. Wydawało mi się, że gdzieś w czeluściach Internetu znalazłam jakieś szczątkowe akta osobowe Kolei, ale tak na szybko nie potrafię odnaleźć informacji o nich - przepraszam. Polecam bazę SEZAM: ... p;szukaj=1 oraz portal Archives Portal Europe: ... 8A0D31CDFA Serdecznie pozdrawiam! HJ Małe uzupełnienie. Wygooglowałam jeszcze: ... - 09-11-2016 - 00:49 Temat postu: Witam czy ktoś się dowiedział coś nowego ? Dla mnie to ważna sprawa bo urodziłem się tylko dlatego że zbudowano kolej Warszawsko-Petersburską Mój pradziadek z Wilna ożenił się z panią z Łap za pośrednictwem innego maszynisty Izydora Kołłoto który był mężem siostry mojej prababki O tym pradziadku Ludwiku mam nikłe wiadomości jedynie że musiał pracować na Kolei w latach około 1900-1927. Najprawdopodobniej był maszynistą albo kimś z wyższą pensją tamże przed wojną. Drugi dziadek Maciej Rodziewicz pracował na stacji w Bastunach, Stasiłach też do około 1924 roku kiedy zmarł. Podsumowując dla tych co nie lubią czytać : Gdzie się mogę zapytać o jakiekolwiek informacje o pracowniku kolei Ludwiku Pozauciu / Pozauć z lat 1900-1927 urodzony w 1871 roku w miejscowości Dobropole parafia Sobotnicka zamieszkały w Wilnie a po 1904 roku w Podbrodziu. Irena_Powiśle - 10-11-2016 - 09:56 Temat postu: "Wołosiewicz Ignacy otczestwo Ustinowicz - żonaty, wyznanie prawosławne, Plac Aleksandrowskiego Teatru 5 ( chyba adres zamieszkania )- dełoproizwoditiel ( nie wiem co to znaczy ) Kazennych Żeleznodorog , Fontanka 117 - Księga Żeleznodorożna rok 1896 nie wiem czy mam rację... kojarzy mi się to z Ukrainą i gdzieś chyba koło Doniecka...Fontanka - wieś ewentualnie mała miejscowość" Witam, jeżeli jest to nadal aktuale - Fontanka - to ulica w centrum wzdłuż rzeczki Fontanki. Plac Teatru Aleksandrowskiego - plac w centrum Spb, teraz nazwa tego teatru Aleksandriński. Deloproizwoditel - piszarz, urzędnik, który szykował dokumenty do podpisania kierownikiem. Pracował w Urzędzie Państwowych kolej żelaznych. Pozdrawiam, Irena mlszw - 10-11-2016 - 11:49 Temat postu: Pani Ireno Co to ta "Księga żeleznodorożna" i jak można się z nią zapoznać? Poszukuję danych o moim pradziadku, który prawdopodobnie był maszynistą. Marek Irena_Powiśle - 10-11-2016 - 11:57 Temat postu: mlszw napisał: Pani Ireno Co to ta "Księga żeleznodorożna" i jak można się z nią zapoznać? Poszukuję danych o moim pradziadku, który prawdopodobnie był maszynistą. Marek Marku, niestety, to skopiowałam tutaj z wątku, tylko dawnego, chyba strona 3. Zauwarzyłam że nie jest poprawnie napisane o Fotance - bo to bardzo znana ulica w Spb. Mogę poszukać w Internecie, tylko jaki okres Pana interesuje? Pozdrawiam, Irena PS - znalazłam ciekawą moim zdaniem stronę o budowie Ussuryjskiego odcinka Transsybiryjskiej W języku rosyjskim, mowa raczej ogólna, konkretnie o Polakach nie ma, ale są zdjęcia ludzi. Wiem, że most drogi żelaznej przez budował inżynier Kerbiedź, brat warszawskiego Kierbiedzia i Polacy też tam byli zatrudnieni. Z powodu wyszukiwań - przez wydawnictwo Suworina wydawano rocznik Cała Rosja. Rok 1910 można oglądać on-line, gratis i bez rejestracji Irena pozdrawiam, Irena mlszw - 10-11-2016 - 13:42 Temat postu: Dziękuję za łącza. Takie ogólne rzeczy to już znam. Interesują mnie spisy pracowników: linii Petresburg Warszawa linii Ryga Orzeł oraz pracowników Dźwińskiego Głównego Warsztatu Kolejowego (Даугавпилсский локомотиворемонтный завод): ... B2%D0%BE%D w latach 1863 do 1894 oraz analogiczne spisy z linii, która przechodziła przez Kremieczug na Ukraine w okresie od 1894 do 1905 roku. Czy ktoś wie, gdzie można znaleźć takie archiwalia? Pozdrawiam Marek Irena_Powiśle - 10-11-2016 - 14:11 Temat postu: "Interesują mnie spisy pracowników: linii Petresburg Warszawa" trochę nazwisk są w Roczniku warszawskim roku 1869. Chyba dalej też są, ale posiadam ksero pracowników tylko z tej książki. I nie są tam wszyscy, oczywiście. Ale moim zdaniem nie ma sensu - bo sprawa pierwsza tem rocznik w języku rosyjskim (chociaż nie jest problem napisania nazwisk po polsku), sprawa druga - w sieci jest on-line wersja rocznika 1870. W jezyku polskim. Jeżeli to trzeba, mogę napisać tą listę, tylko w wersji rosyjskiej, ale z nazwiskami po polsku. Są on-line wersji takich roczników z różnych miast imperium rosyjskiego. Nie ze wszystkich i nie wszystkie lata, ale coś jest. Np tutaj Pozdrawiam Irena mlszw - 10-11-2016 - 19:09 Temat postu: Pani Ireno Język rosyjski nie jest problemem. Natomiast co to są te roczniki, o których Pani pisze? Łącze, które Pani podała, otwiera stronę z listą czegoś, co nosi nazwę „Sbornik ….” Czy to są właśnie te roczniki? Marek Irena_Powiśle - 10-11-2016 - 21:41 Temat postu: 1. Chodzi o Варшавский справочно-адресный указатель на 1869 год. с приложением краткого календаря и табели домам и предместья Праги с указанием перемен ипотечных номеров и на новые полицейские а также: алфавитный список:домовладельцам г. Варшавы городам и сельским гминам Царства Польскаго а равно росписание поездов на железных дорогах и почтовых табелей. Составлен и издан начальником адресного управления Варшавскаго оберполицмайтера Коллежским асессором Виктором Дзержановским Издание Первое Варшава В типографии 1869 Druga edycja była już w języku polskim i jest w wersji elektronicznej. Nie powinno być dużo zmnian. 2. Od roku 2006 trwa digitalizacja Książek Pamiątkowych 87 guberni i obwodów imperium ros. Na tej stronie wersje elektroniczne ale różne książki, są tylko ze statystyką, są teleadresowe. Trzeba patrzeć każdą, żeby coś znaleźć. Stawropol ... =permalink Сборник статистических сведений о Ставропольской губернии / под. ред. - Ставрополь: Типография Ставроп. губернск. правления: 1868-1871. - 1871. - 392 с. Памятная книга Елисаветпольской губернии... - Тифлис: Елисатветпол. губ. стат. ком.: 1910-1914. - 25 см. Gubernii Wołyńskiej ... =permalink Liflandskiej, 1892 ... =permalink Grodnieńskiej, 1913 ... =permalink Orenburgskiej, 1910 ... =permalink ... i tak dalej 153 strony, każda ma listę 15 takich książek. Razem powinno być 2tys.+. Pozdrawiam Irena mlszw - 10-11-2016 - 22:55 Temat postu: No dobrze, ale jak mają się "Pamiatnyje kniżki" do spisów osób pracujących na kolejach? Ja poszukuję archiwów, w których zachowały się konkretne spisy osób pracujących na konkretnych liniach kolejowych. Czy wie Pani o czymś takim? Pozdrawiam Marek Irena_Powiśle - 10-11-2016 - 23:13 Temat postu: Ale czy Pan widział kiedyś takie książki? To ksero, co mam, lista pracujących na koleje żelaznej, ale raczej pracownicy szczeblu wyższego i średniego. Nie znam, jak wyłożyć tutaj scan. Mogę zrobić i przysłać maiłowo. Albo niech pan napiszy nazwisko. Pozdrawiam Irena mlszw - 10-11-2016 - 23:29 Temat postu: Na tym forum nie można zamieścić skanu. Trzeba umieścić go na innym serwerze i w poscie wstawić link do tego skanu. Można to zrobić na przykład tu: Tak jak napisałem, poszukuję takich list przede wszystkim z Dyneburga (Daugavpils). I raczej nie pracowników średniego i wyższego szczebla. Mój pradziad miał być maszynistą. Pozdrawiam Marek Irena_Powiśle - 10-11-2016 - 23:33 Temat postu: Ale dobra, nie jest tutaj wiele nazwisk. Droga Petersburgsko-Warszawska (IV wydział SPb-Warszawskiej kolei Żelaznej od 734 do 1045 wiorsty od Spb Odcinek terytirium Królewstwa Polskiego od 904 do 1045 wiorsty od Spb Nazwiska Słobodziński Szulc Ber Tyme Glass Czerwiski Lusiński Ernec Litwiński Wiertun Karwowski Wojewódzki Wyszyński Łoziński Groński Michelis Mironosicki Ebertowski Kaufmann Lessens Dawids Protr Kormoni Luk Gross Lakner Stepanów Kasperski Mayer Szliss Kondratjew Tonn Daniszewski Samczyński Szyszków Burlej Mamonów Tarakanów Bradowski Lidke Tłuszcz - Janson Ilnicki Katiłkin Olenin Łochów - Wambut Normark Archirejew Walsten Małkinia - Baldjugin Muchin Remiza Czyżów - Wasiljew Glebow Fiszer Wasuljew Wagner Szepetów - Jewsjejew Rjapuszkin Gerasimow Łapy - Wallian Kozłowski Ulich Wulfowicz Wernik Służba parowozów st. Łapy Jeger Garms Tozio Walter Mołdenko Klejn Benci na - Fecht Wagner Ditmar Kolstorf Beńkowski Cart Magazyny - Muszkin Frank NB - Nie zawsze są imiona. NB2 - wtedy trzeba patrzyć ksiązki teleadresowe gubernii Liflandskiej i Witebskiej, moim zdaniem. szukałam tylko Warzsawy. mlszw - 10-11-2016 - 23:43 Temat postu: Dziękuję. Ale nic tu dla mnie. Może inni skorzystają. Pozdrawiam Marek chodorekanna - 16-03-2018 - 21:06 Temat postu: Wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Witam serdecznie . Uprzejmie proszę o pomoc i ukierunkowanie mnie ,gdzie mogę odszukać wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Mam na myśli województwo tarnopolskie i lwowskie . Szanownie Państwo. Od wielu lat poszukuję danych dotyczących moich Dziadków . 1/KOLEJARZ. WĘGRZYNOWICZ MICHAŁ (kolejarz ,zwrotniczy). Zamieszkały we Wsi Siworogi ,powiat:Przemyślany woj: Tarnopol Zamarł na gruźlicę i jest pochowany na cmentarzu w Siworogach(grobu nie ma ). Przed śmiercią wypisał się ze Związków Zawodowych Kolejarzy. Miał żonę Michalinę Węgrzynowicz (zd. Zwarycz)i czworo dzieci. 2/LEŚNICZY - GAJOWY . WORONKA MICHAŁ. Zamieszkały we Wsi Siworogi ,powiat: Przemyślany woj: Tarnopol Brał udział w I wojnie św. pewnie był ranny ,gdyż na zdjęciu jest w szpitalnym kitlu (na zdjęciu nad Jego głową jest zaznaczony zygzakiem -ołówkiem ). Wkleję zdjęcie(mam nadzieje ,że się uda). Z opowiadań rodzinnych wiem, że był gajowym w lesie (pewnie w okolicach Przemyślan?). Miał żonę, Anna Woronka (zd. Nowogrodzka). Mieli troje dzieci . Niestety ,jestem bardzo zasmucona, że mam tak znikomą wiedzę na temat moich Dziadków . Szanowni Państwo. Bardzo proszę o pomoc . Proszę również ukierunkować mnie ,gdzie mogę szukać . Będę bardzo wdzięczna jak również zobowiązana. Z satysfakcją i przyjemnością również pomagam i pomogę w poszukiwaniach ,jeśli tylko potrafię. Serdecznie Państwa pozdrawiam. Z wyrazami szacunku. Ania Chodorek. Aneta_Fisel - 17-03-2018 - 01:06 Temat postu: Wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Witaj, ja również pochodzę z kolejarskiej rodziny ze Stanislawowa. Sprawdzalas stronę Znalazlam tam swojego pradziadka. Sprawdź też moze zespół 310 w AGAD Ministerstwo Kolei Żelaznych. Tyle mi przychodzi do głowy. Pozdrowienia. chodorekanna - 17-03-2018 - 14:27 Temat postu: Wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Witaj Aneta. Serdecznie dziękuję za podpowiedź . Jestem zdeterminowana,więc pewnie się uda odszukać. Aneta,proszę napisz ,czy dobrze myślę (kumam ),a więc: Inwentarz fond 248 opis 5"W" - Węgrzynowicz Michał (Вегжиновіч/ Венгжинович Міхал/ Михайло). Myślę ,że powinnam szukać w trzeciej literze alfabetu "B" czyli nasze "W" ,tak ?. Nie mam zielonego pojęcia ,jak mam to sprawdzić .Sorry,wiek robi swoje. Uprzejmie proszę o podpowiedź. Z wyrazami szacunku . Ania Zioło_Rafał - 28-04-2018 - 15:20 Temat postu: Wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Witam mam pytanie. Wyszukując na tej stronie: Piotra Niemiec. Wyskakuje że urodził się w 1898 roku, więc się zgadza ale pisze że lata pracy 1884-1939. Nie rozumiem z tymi latami jak to możliwe. Virg@ - 30-04-2018 - 13:34 Temat postu: Wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Aniu, Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa, udostępnia publikację: Almanach Leśny. Rocznik Personalny Administracji Lasów Państwowych, 1933, wydany nakładem Spółki Wydawniczej "Prasa Drzewna", Warszawa 1933. Struktura publikacji: Część I. Imienny wykaz personelu Administracji Lasów Państwowych: według stanu na dzień 1 lipca 1933 roku Część II. Alfabetyczny wykaz personelu Administracji Lasów Państwowych Część III. Uzupełnienia i przepisy W książce Gniewnie szumiał las. Wspomnienia leśników polskich 1939-1945 Znajduje się Aneks – Leśnicy i drzewiarze (uczestnicy walki wyzwoleńczej narodu polskiego 1939-1945, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w 1982 r. Chociaż wykaz jest niepełny, może warto i tam zaglądnąć. Pozdrawiam serdecznie i życzę owocnego poszukiwania – Lidia Marzanka - 21-08-2018 - 21:58 Temat postu: Pracownicy Kolei Witam, Poszukuję informacji na temat absolwentów Korpusu inżynierów dróg komunikacyjnych z lat 1900 - 1918 w Petersburgu. Mam zdjęcie na którym są dwaj mężczyźni w mundurach korpusu. Myślę, że to ktoś z moich przodków. Chciałabym ustalić nazwiska. Czy ktoś może mi coś podpowiedzieć? pozdrawiam Marzanka chodorekanna - 18-10-2018 - 12:38 Temat postu: Re: Wykaz Kolejarzy i Leśników w Galicji 1884 - 1940 r. Virg@ napisał: Aniu, Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa, udostępnia publikację: Almanach Leśny. Rocznik Personalny Administracji Lasów Państwowych, 1933, wydany nakładem Spółki Wydawniczej "Prasa Drzewna", Warszawa 1933. Struktura publikacji: Część I. Imienny wykaz personelu Administracji Lasów Państwowych: według stanu na dzień 1 lipca 1933 roku Część II. Alfabetyczny wykaz personelu Administracji Lasów Państwowych Część III. Uzupełnienia i przepisy W książce Gniewnie szumiał las. Wspomnienia leśników polskich 1939-1945 Znajduje się Aneks – Leśnicy i drzewiarze (uczestnicy walki wyzwoleńczej narodu polskiego 1939-1945, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w 1982 r. Chociaż wykaz jest niepełny, może warto i tam zaglądnąć. Pozdrawiam serdecznie i życzę owocnego poszukiwania – Lidia Irena_Powiśle - 26-03-2020 - 18:29 Temat postu: Pracownicy Kolei Mam rejestry pracowników-nauczyciele Szkoły Technicznej drogi żel. Warszawsko-Wiedeńskiej na Chmielnej oraz kilka roczników absolwentów, zaczynając od roku 1890. 1890: [u]Patronat Leopold s. Leopolda Kronenberg Dyrektor - Eugeniusz s. Atanasjego Łopuszyński Pracownicy:Zalewski Władysław s. Jana Grabowski Władysław s. Leopolda Berkman Michał s. Józefa Rozmysłowski Michał s. Antoniego Turski Antoni s Jakuba Mirowski Stanisław s. Juliana Wołkowicz Ignacy s Igacego Gellert Leon s. Tomasza Krzykowski Julian s Józefa Sztattler/Stattler Juliusz s. Alberta Graff Telesfor s. Jana Pechaczek Ernest s. Ludwika 1890-91absolwenci:Berndt Edward Burzacki Edmund Czerkasiński Czesław Gorzkowski Ludwik Dziarkowski Edward Duchowski Wincenty Żakmar Stanisław Koziorowski Ignacy Kochanowski Julian Kulesza Wacław Majewski Erazm Richter Tadeusz Stopczyk Aleksander Tyc/Tic Emil Uzdowski Stanisław Wiewiórski Czesław Wojciechowski Gustaw 1891-92absolwenci Bagiński Ignacy Bongard Edward Bułka Bolesław Kwiatkowski Józef Knauf Henryk Kozłowski Michał Kręcki/Krencki Wacław Lindner Karol Mańkowski Aleksander Moranowicz Bolesław Pietruszka Marcin Popielawski Władysław Przedpielski Władysław Stępkowski/Stempkowski Bolesław Stefanowski Wacław Sikorski Maksymilian 92-93nauczyciele Gołubiew i Zygmunt s. Józefa Noskowski – a propos znany kompozytor, był w tamtej szkole nauczycielem śpiewu i dyrygentem choru) czy jest gdzieś to odnotowano? Kolejarze dobrze śpiewali)) służący:Feliks Wilczyński Sergiusz Andruszkiewicz Nikodem Kozmiński Stanisław Tajber Bolesław Ceselski Konstanty Kałęcki Stanisław Studziński Ignacy Muszyński Adam Witkowski absolwenci:Baranowski Kazimierz s. Józefa Boczyński Bolesław s. Antoniego Bydzyński Stefan s Stanisława Chrzanowski Leopold s. Zdzisława Czarnowski Edmund s. Edwarda Heice/Hejnce Adolf s. Karola Gładoch Stefan s. Józefa Grabowski Felicjan s. Alfreda Grotowski Wacław s. Michała Grzegorczyk Franciszek s. Waleriana Filipowski Ludwik s. Bonifacjego Żakiewcz Ludwik s. Bonawentury Jaworski Henryk s. Stanisława Jakubowski Piotr s. Teodora Kinas Kazimierz s. Idziego Kosmólski/ Kosmulski Stanisław s. Ludwika Krzymowski Ignacy s. Włodzimierza Krysiński Ludwik s. Stanisława Obuchowicz Adam s. Franciszka Pieltz/Peltz Jan s. Franciszka Przeździecki Franciszek Piaskowski Adam s. Jana Śliwiński Kazimierz s. Jana Srzednicki Bolesław s. Karola Szemeciłło/Szemetyłło(?) Stanisław s. Adama Twardowski Stefan s. Stanisława Warkus Edward s. Adolfa 1893-94 nauczyciele: + porucznik Boczkowski (nazwisko skrócone) służący: Czarnomski Tadeusz - Ceselski/Ciesielski (?) Bolesław absolwenci:Bosacki Eugeiusz s. Jaliusza Chrzanowski Kazimierz s. Zdzisława Cygański Wacław s. Igacego Cygański Staisław s. Igacego Gęcka/Gienćka (?) Mieczysław s. Szymona Górski Adam s Jana Kneblewski/Knieblewski Roman s. Kazimierza Kobyliński Bronisław s. Jiliana Kucharski Juliusz s. Leona Kułakowski Michał s. Zdzisława Niedzielski Anton s. Wincentego Nowicki Stefan s. Jana Odechowski Julian s. Rajmunda Orlicki Jan s. Adama Pierzanowski Mieczysław s. Feliksa Postrych Józef s. Hermana Szadeberg/Schadeberg Józef s Juliana Szonert Stanisław s. Karola Szczepankowski Franciszek s. Andrzeja Waselewski Kazimierz s. Franciszka Weseliński/Wiesieniński (?) Władysław s. Bronisława Wesołowski Seweryn s. Jana Zagrodzki Broisław s. Władysława Zommer/Sommer (?) Leon s. Fraciszka 94-95Nauczyciele: Służący j. W. – Tadeusz Czanomski Absolwenci:Augustynowicz Zachary s. Jana Anterszlak Leon s. Andrzeja Brzeziński Zygmunt s. Romualda Brunne Stefan s. Stanisława Chodzicki Stefan s. Konstantego Chruscelewski Aureliusz s. Alberta Domański Kazimierz s. Piotra Jędrzejewski Zygmunt s. Józefa Koss Stanisław s. Maurycyjego Kruze Józef s. Władysława Kupliński Karol s. Józefa Leng Antoni s Karola Maciejko Karol s. Józefa Maciejewski Zygmunt s. Franciszka Mestenhauser/Mestengauzer Ludowik s. Karola Michałowski Henryk s. Ludwika Odechowski Władysław s. Rajmuda Paprocki Zygmunt s. Ludwika Pieńkowski Staisław s. Leopolda Potrowski Józef s. Adama Sikorski Henryk s. Januariusza Słowikowski Kazimierz s. Kazimierza Trompeteler Leonard s. Antoniego Wakulski Mieczysław s. Wacława Wojdag Dezydery s. Jakuba Wojcicki/ Wojczycki Stanisław s. Karola Wróblewski Wiktor s. Edwarda 1895-96 nauczyciele oprócz: Kompozytor Zygmunt Noskowski jest zwolnony, zamiast niego – Szychewicz Leon s. Mikołaja Pisarz Gellert/Hellert umarł, zamiast niego – Waroczewski Kazimierz s. Konstantego Słyżący + Kublikowski Franciszek Niestety listy absolwentów nie ma. 1896-97 Nauczyciele:- zwolniony Ignacy Wołkowicz Absolwenci: Boczkowski Antoni Bujalski Kwiryn Centkowicz Stanisław Domański Stanisław Frasunkiewicz Gabriel Kolbiski Stanisław Kroch Stanisław Łapiński Michał Polkowski Franciszek Piaskowski Roman Rybaczuk Bolesław Sonne Wilhelm Starożyk Ildefons Stasiakiewicz Mieczysław Sztejmiec Bronisław Tan Władysław Wróblewski Jan 1897-98Nauczyciele: + Gniazdowski Wacław s. Teofila Absolwenci:Jackowski Edward Kollesiński Grzegorz Koliński Franciszek Kupliński Bolesław Kuras Józef Lindner Zydmunt Orlicki Michał Otrębski Antoni Plebiński Tadeusz Polkowski Stanisław Rożnowski Antoni Rosiński Karol Rudny Mieczysław Sadowski Józef Salamonowicz Teodor Serkuczewski Ja Skarzyński Stanisław Szwankowski Stanisław Umilanowski Czesław Wasilewski Julian Wroczyński Nestor Wyrzykowski Piotr Wysocki Kazimierz Zaniewski Julian 1898-99Nauczyciele: oprócz dyrygent choru teraz jest Pilecki Ignacy Umarł ks. Słowikowski, zamiast niego ks. Marcin Kominek Absolwenci: Brzeziński Józef Chełmicki Henryk Derejczyk Adam Dramiński Aleksander Zaporski Józef Illikowski Wacław Kowalewski Konrad Kosmulski Tadeusz Krajewski Kazimierz Kucharski Franciszek Luks Jan Łada Wacław Majewski Stanisław Malinowski Maksymilian Nikieborn Henryk Ostrołęcki Leon Pieńkowski Romuald Rzewuski Józef Srzednicki Władysław Szczygliński Władysław Szerszeniewski Antoni Troczyński Stefan Chełmicki Henryk Wejberg/Wajberg Władysław Zaporski Józef 1899-1900 z nowego: Ks. Wacław s. Józefa Ketliński, Boczkowski Alfons Absolwenci:Billing Wacław Borzymiński Feliks Czarnowski Stefan Dombkowski Mieczysław Dombkowski Leon Dombkowski Edward German Władysław Fogtman/Vogtman Józef Jasiobędzki Zygmunt Kozakowski Lucjan Kowalczuk Justyn Korol /Król Eugeniusz Kunszteter Bohdan Krzesiński Zygnumt Mazowiecki Marian Maszewski Stanisław Modzalewski Ludomir Puciato Wacław Pechaczek Władysław Polkowski Lucjan Susski Józef Tarnowski Wacław Tarczyński Apoliariusz Traczyński Bronisław Tryfon Adam Trompeteler Wacław 1900-01 Nauczyciele – zwolniony Grabowski i Pilecki. Dyrygent choru – Feliks Konopasek Absolwenci: Ardabjew Aleksander Bogusławski Jan Brzozowski Julian Gampel Aloizy Gampel Karol Gelwich Adam Jasiński Ignacy Jackowski Leon Kobzakowski Antoni Kolbiński Henryk Kro Aleksander Lempicki Stanisław Mazurowski Antoni Piliczowski Julian Płoszajski Michał Pogonowski Ignacy Piasecki Józef Rogalewicz Wacław Świderski Stefan Sochin Mateusz Sereda Czesław Srednicki Bronisław Skokowski Janusz Stefanowski Marian Smyczyński Kazimierz Szymanowski Michał Twardowski Jan Tomaszewski Maksym Urbański Adam Wojciechowski Zygmunt Wierzbowski Henryk Wolski Tomasz Zagroba Stanisław 1901-02 Absolwenci:Adamczyk Stanisław Barszczewski Wacław Brzeziński Piotr Borowy Stefan Białecki Antoni Gęcka Roman Gryczmański Stefan Grochólski Kazimierz Ejer Aleksander Florianowicz Kazimierz Jędrzejewski Franciszek Kacprowski Zygnunt Kupka Marian Kuczyński Michał Mazurek vel Mazurkiewicz Wiktor Maszki Kazimierz Melnikow Stefan Milewski Zygmunt Mirosznikow Joann Mużecki Konstanty Polichnowski Józef Romanowicz Władysław Salata Stanisław Śliwiński Wacław Tokarski Fraciszek Wardein Aleksander Węglarski Jan Zamowski Stanisław 1902-1903Nauczyciele: - zwoniony Berkman Absolwenci:Albricht Wacław Bajer/Bayer Tadeusz Charazny Mieczysław Grzybowski Stanisław Feltynowski Bolesław Floręcki/Florencki Zygmut Fogtman/Vogtman Stanisław Jakubowicz Feliks Kro Bronisław Lewiński Apoloni Lech Stanisław Madziara Stefan Mrozowski Tadeusz Nowakowski Teofil Olbromski Stanisław Rolbiecki/Rolbecki Zygmunt Strzelecki Stanisław Szczurkiewicz Witalis Szymański Stanisław Więckowski/Wienckowski Jan Żabicki Leon Żakman Antoni Zakrzewski Wacław 1903-04 Nauczyciele: + Kaliński Władysłąw s. Ludwika Zwolniony Telesfor s. Jana Graff, zamiast niego Rudolf s. Jana Graff. Zwolniony Zalewski Absolwenci: Billing Julian Cechorski Maksymilian Czelej/Cielej Zugmunt Drzewiecki Stefan Dombkowski Stefan Dury Aleksy Duchowski Jan Gac Jan Gartkiewicz Kazimierz Grubert Czesław Gejgel Henryk Kwiatkowski Kazimierz Kierski Teofil Majchrowski Stefan Masterzak Stanisław Morawski Leon Olechowski Czesław Puciato Władysław Reklewski Eugeiusz Repsz Zygmunt Rutkiewicz Tytus Sieniawski Tadeusz Sikorski Wiktor Skrzyiecki Walerian Szymanowski Franciszek Świątek Władysław Tajbert Edward Tenisow Zenobiusz Uzdowski Piotr Weis/Wajs Stefan TO WSZYSTKO) Szczegóły -wiek, stan społeczny i zawód ojca absolwentów na zamówienie. tłumaczę tą listę z rosyjskiego, nazwiska mogą być skręcone. Irena -DMR- - 04-07-2020 - 20:37 Temat postu: Pracownicy Kolei Poszukuje informacji na temat mojego pradziadka Stanislawa z Koprzywnicy ur. w 1905 ktory z opowiesci rodzinnych wynika ze byl pracownikiem kolei we Lwowie lub Sandomierzu. poszukiwane lata to okres miedzy 1930 - 1943. Czy ktos z Panstwa moze cos podpowiedziec? Gdzie szukac? Dziekuje uprzejmie za wskazowki kiedys Dariusz teraz Derek archi74 - 27-09-2020 - 20:01 Temat postu: Archiwa PKP - pomocy Dzień dobry, Wracam do poszukiwań informacji o swoim pradziadku, Adolfie Kowalskim, który we wrześniu 1932 roku przeszedł na emeryturę. Był kierownikiem pociągu I klasy, najczęściej na linii Warszawa Petersburg i Warszawa Wiedeń. Człowiekiem bardzo spokojnym, o wysokiej kulturze, znawcą literatury rosyjskiej. Szwagier pioniera kinematografii w Polsce, Artura Twardyjewicza. Kilka lat temu dzwoniłem do PKP Centrali Biura Spraw Pracowniczych Zamiejscowego Wydziału Dokumentacji w Sosnowcu. Tam powiedziano mi, że akta rzeczywiście istnieją - mieli 3 Adolfów Kowalskich. Nie udało mi się, dowiedzieć nic więcej. Po kilkunastu miesiącach ponownie wróciłem do poszukiwań, tym razem jednak skierowano mnie do Archiwum Państwowego Dokumentacji Osobowej i Płacowej w Milanówku. Z braku czasu, by pojechać na miejsce zrezygnowałem z dalszych poszukiwań. Nie wiem - na dzień dzisiejszy - jak wygląda pozyskiwanie danych do poszukiwań genealogicznych z archiwów PKP. Jak wyglądają Państwa doświadczenia? Jakie dane można uzyskać? Jakie są koszta i czas oczekiwania? Jeśli ten wątek był gdzieś u nas na forum, przepraszam - nie dotarłem. Wyrozumiałych proszę o linki. Pozdrawiam Społeczność Genealogiczną, Szymon Kaczmarek_Aneta - 28-09-2020 - 20:02 Temat postu: Szymonie, czy poszukiwałeś danych o swoim przodku w AP Warszawa? Jest tam zespół: ... #tabZespol Niezależnie od powyższego, polecam również przejrzenie wątku pod kątem dokumentacji ZUS - równie bogatej, co dokumentacja pracownicza: ... Pozdrawiam Aneta Rembikowska_Ewa - 15-11-2020 - 23:08 Temat postu: Właśnie znalazłam fantastyczne źródło Kalendarz Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiéj i Warszawsko-Bydgoskiéj na Rok Przestępny 1872, nazwiska, stanowiska. Ten rok jest zdigitalizowany i udostępniony, może i w innych latach wydawano takie kalendarze? ... #structure Pozdrawiam Ewa Szczeszek - 16-11-2020 - 11:41 Temat postu: W maju pisałam do muzeum PKP - Stacja Muzeum. Odpowiedziała Pani z Działu Inwentarzowego, mieli w swoich zasobach zbiorowe zdjęcie. W sprawach pracowniczych odesłała do Sosnowca. Tam, na chwilę obecną nie udało się nic znaleźć. Osoba, która udzielała mi informacji powiedziała, że mają dokumentację przekazaną z Warszawy, która nie jest jeszcze uporządkowana. Zasugerował, aby za jakiś czas ponowić zapytanie. Pozdrawiam Magda PS. Tak przy okazji, wiecie może jacy pracownicy kolei posiadali białe wierzchnie okrycie - bluzę? MG Wszystkie czasy w strefie GMT - 12 Godzin Powered by PNphpBB2 © 2003-2006 The PNphpBB GroupCredits Kiedyś pomieszkiwał u starszej kobiety. Dowiedział się, że zmarła, i próbował ukraść obrazy. Złapał go sąsiad 2022-04-13 13:00:00 | Kategoria: Kraków 41-letni złodziej w rękach policji. Mężczyzna próbował ukraść wartościowe obrazy zmarłej niedawno właścicielki mieszkania na krakowskim Kazimierzu. Gdy już uciekał z łupami, złapał go sąsiad kobiety. Źródło: Kraków - Ostatnie wydarzenia: Poseł Gdula apeluje do ministra Czarnka. Chce zwiększenia uczelnianych subwencji, by zwolnić studentów z Ukrainy z opłat 2022-08-04 17:00:00 Mężczyzna w centrum Krakowa do Ukrainek: "Nienawidzę was wszystkich, trzeba was rozstrzelać". Sprawa w prokuraturze 2022-08-04 15:00:00 Kraków do zarządu województwa małopolskiego: Uchwała antysmogowa musi pozostać bez zmian! 2022-08-04 14:00:00 Liczenie turystów w Tatrach. W części gór, w której ruch jest mniejszy 2022-08-04 13:00:00 Kościół krakowski. "Marek! Gdzie jest raport?" W niedzielę protest pod kurią na Franciszkańskiej 2022-08-04 12:05:00 Ostatnie informacje z portalu Poseł Gdula apeluje do ministra Czarnka. Chce zwiększenia uczelnianych subwencji, by zwolnić studentów z Ukrainy z opłat 2022-08-04 17:00:00 - MEiN zarekomendowało rektorom zwalnianie studentów z Ukrainy z opłat za studia. Niestety, za tą rekomendacją nie poszło zwiększenie subwencji [...] Wakacje to trudny czas dla schroniska. Więcej zwierząt, mniej adopcji 2022-08-04 16:59:00 - W wakacje zwykle trafia do nas więcej zwierząt, a mniej znajduje nowy dom - mówi rzeczniczka schroniska we Wrocławiu. [...] Chcą odwołać władze SM "Jaroty". Mobilizacja przed walnym zgromadzeniem 2022-08-04 16:53:00 Niezadowoleni lokatorzy chcą odwołania władz SM "Jaroty". Mobilizują innych mieszkańców. [...] Prezydent Torunia odpowiada ministrowi Sellinowi: Pawilony na Bulwarze zostają 2022-08-04 16:51:00 - Z całą odpowiedzialnością mogą stwierdzić, że inwestycja realizowana z największą starannością o zagospodarowaniu Bulwaru Filadelfijskieg [...] Pomoc dla uchodźców z Ukrainy. Białystok będzie współpracował z UNICEF-em 2022-08-04 16:51:00 W czwartek (4 sierpnia) w Białymstoku prezydent miasta Tadeusz Truskolaski i dr Rashed Mustafa Sarwar, koordynator UNICEF-u do spraw reagowania kryzy [...] ANTEK przez BOLESŁAWA PRUSA. WARSZAWA Druk M. Lewińskiego Marszałkowska № 141. 1899. Дозволено Цензурою, Варшава, 27 Октября 1898 года. Bolesław Prus. Wielki nasz powieściopisarz i znakomity feljetonista, Aleksander Głowacki, pisujący pod pseudonimem Bolesław Prus, urodził się w r. 1847, znajduje się w pełni sił męzkich i obdarzy jeszcze z pewnością literaturę naszą niejednem arcydziełem. Pisarz taki, to błogosławieństwo boskie dla narodu. Pożytek, który przynosi, obliczyć się nie da. Mężowie Prusowi podobni rodzą się rzadko. Skojarzyły się w nim potężne, żywe, zawsze czuwające uczucia obywatelskie, gorąca miłość kraju i bliźniego, odwaga z umysłem jasnym, spokojnym, przenikliwym z wielkim talentem. To też widział on więcej od innych i czuł więcej od innych, a talentem swoim skierował oczy narodu w inną stronę, niż dotychczas patrzano, nakazał myśleć o wielu rzeczach, na które dawniej nie zwracano uwagi. Prus uczył nas współczuć niedoli i pamiętać o potrzebach biednych braci, Prus nam wskazywał szeregi dziur niebezpiecznych w naszem życiu społecznem i mówił, jak je łatać należy, Prus powtarzał wielką prawdę, że przyszłość narodu zależy od jego własnej wartości wewnętrznej, od cnoty, wiedzy, pracy. Dzięki Prusowi jesteśmy i lepsi, i rozumniejsi i silniejsi. Cześć mu! — Antku, a jak ci tam będzie źle u obcych, wracaj do nas... Niech Cię Bóg błogosławi!... Antek urodził się we wsi, nad Wisłą. Wieś leżała w niewielkiej dolinie. Od północy otaczały ją wzgórza spadziste, porosłe sosnowym lasem, a od południa wzgórza garbate, zasypane leszczyną, tarniną i głogiem. Tam najgłośniej śpiewały ptaki i najczęściej chodziły wiejskie dzieci rwać orzechy, albo wybierać gniazda. Kiedyś stanął na środku wsi, zdawało ci się, że oba pasma gór biegną ku sobie, ażeby zetknąć się tam, gdzie zrana wstaje czerwone słońce. Ale było to złudzenie. Za wsią bowiem ciągnęła się między wzgórzami dolina, przecięta rzeczułką i przykryta zieloną łąką. Tam pasano bydlątka i tam cienkonogie bociany chodziły polować na żaby, kukające wieczorami. Od zachodu wieś miała tamę, za tamą Wisłę, a za Wisłą znowu wzgórza wapienne, nagie. Każdy chłopski dom, szarą słomą pokryty, miał ogródek, a w ogródku śliwki węgierki, z pomiędzy których widać było komin, sadzą uczerniony, i pożarną drabinkę. Drabiny te zaprowadzono od niedawna, a ludzie myśleli, że one lepiej chronić będą chaty od ognia, niż dawniej bocianie gniazda. To też gdy płonął jaki budynek, dziwili się bardzo, ale go nie ratowali. — Widać, że na tego gospodarza był dopust Boski — mówili między sobą. — Spalił się, choć miał przecie nową drabinę i choć zapłacił śtraf za starą, co to były u niej połamane szczeble. W takiej wsi urodził się Antek. Położyli go w niemalowanej kołysce, która została po zmarłym bracie, i sypiał w niej przez dwa lata. Potem przyszła mu na świat siostra, Rozalia, więc musiał jej miejsca ustąpić, a sam, jako osoba dorosła, przenieść się na ławę. Przez ten rok kołysał siostrę, a przez cały następny — rozglądał się po świecie. Raz wpadł w rzekę, drugi raz dostał batem od przejezdnego furmana za to, że go o mało konie nie stratowały, a trzeci raz psy tak go pogryzły, że dwa tygodnie leżał na piecu. Doświadczył więc niemało. Za to, w czwartym roku życia, ojciec podarował mu swoją sukienną kamizelkę z mosiężnym guzikiem, a matka kazała mu siostrę nosić. Gdy miał pięć lat, użyto go już do pasania świń. Ale Antek niebardzo się za niemi oglądał. Wolał patrzeć na drugą stronę Wisły, gdzie za wzgórzem, raz na raz pokazywało się coś wysokiego i czarnego. Wyłaziło to z lewej strony, jakby z pod ziemi, szło w górę i upadało na prawo. Za tem pierwszem szło zaraz drugie i trzecie, takie samo czarne i wysokie. Tymczasem świnie, swoim obyczajem, wlazły w kartofle. Matka, spostrzegłszy to, zawinęła się wedle sukiennej kamizelki Antkowej tak, że chłopiec prawie tchu nie mógł złapać. Ale że nie miał w sercu zawziętości, bo było z niego dziecko dobre, więc wykrzyczawszy się i wydrapawszy się w kamizelkę, zapytał matki: — Matulu! a co to takie czarne chodzi za Wisłą? Matka spojrzała w kierunku Antkowego palca, przysłoniła oczy ręką i odparła: — Tam za Wisłą? Cóż to, nie widzisz, że wiatrak chodzi? A na drugi raz pilnuj świń, bo cię pokrzywami wysmaruję. — Aha, wiatrak! A co on, matulu, za jeden? — At, głupiś! — odparła matka i uciekła do swojej roboty. Gdzież ona miała czas i rozum do udzielania objaśnień o wiatrakach! Ale chłopcu wiatrak spokojności nie dawał. Antek widywał go i w nocy, przez sen. Więc taka straszna urosła w chłopcu ciekawość, że jednego dnia zakradł się do promu, co ludzi na drugą stronę rzeki przewoził, i popłynął za Wisłę. Popłynął, wdrapał się na wapienną górę, akurat w tem miejscu, gdzie stało ogłoszenie, aby tędy nie chodzić, i zobaczył wiatrak. Wydał mu się budynek ten jakby dzwonnica, tylko w sobie był grubszy, a tam, gdzie na dzwonnicy jest okno, miał cztery tęgie skrzydła, ustawione na krzyż. Z początku nie rozumiał nic — co to i na co to? Ale wnet objaśnili mu rzecz pastusi, więc dowiedział się o wszystkiem. Naprzód o tem, że w wiatraku miele się zboże na mąkę, i nareszcie o tem, że przy wiatraku siedzi młynarz, który żonę bije, a taki jest mądry, że wie, jakim sposobem ze śpichrzów wyprowadza się szczury. Po takiej lekcji poglądowej, Antek wrócił do domu tą samą drogą, co pierwej. Dali mu tam przewoźnicy parę razy w łeb, za swoją krwawą pracę, dała mu i matka coś na sukienną kamizelkę, ale to nic: Antek był kontent, bo zaspokoił ciekawość. Więc choć położył się spać o głodzie, marzył całą noc to o wiatraku, co miele zboże, to o młynarzu, który bije żonę i szczury wyprowadza ze śpichrzów. Drobny ten wypadek stanowczo wpłynął na całe życie chłopca. Od tej pory — od wschodu do zachodu słońca — strugał on patyki i układał je na krzyż. Potem wystrugał sobie kolumnę; próbował, obciosywał, ustawiał, aż nareszcie wybudował mały wiatraczek, który na wietrze obracał mu się tak, jak tamten za Wisłą. Cóż to była za radość! Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz! Do dziesiątego roku życia zepsuł ze cztery koziki, albo też strugał niemi dziwne rzeczy. Robił wiatraki, płoty, drabiny, studnie, a nawet całe chałupy. Aż się ludzie zastanawiali i mówili do matki, że z Antka albo będzie majster, albo wielki gałgan. Przez ten czas urodził mu się jeszcze jeden brat, Wojtek, siostra podrosła, a ojca drzewo przytłukło — w lesie. W chacie była z Rozalią wielka wygoda. Dziewczyna zimą zamiatała izbę, nosiła wodę, a nawet potrafiła krupnik ugotować. Latem posyłano ją do bydła z Antkiem, bo chłopak, zajęty struganiem, nigdy się nie dopilnował. Co go nie nabili, nie naprosili, nie napłakali się nad nim! Chłopak krzyczał, obiecywał, płakał nawet razem z matką, ale robił swoje, a bydło wciąż w szkodę właziło. Dopiero gdy siostra razem z nim pasła, było lepiej; on strugał patyki, a ona pilnowała krów. Nieraz matka, widząc, że dziewucha, choć młodsza, ma więcej rozumu i chęci aniżeli Antek, załamywała z żalu ręce i lamentowała przed starym kumem, Adrzejem: — Co ja pocznę, nieszczęsna, z tym Antkiem odmieńcem? Ani to w chacie nic nie zrobi, ani bydła doglądnie, ino wciąż kraje te patyki, jakby co w niego wstąpiło. Już z niego, mój Andrzeju, nie będzie chyba gospodarz, ani nawet parobek, tylko darmozjad, na śmiech ludziom i obrazę boską!… Andrzej, który za młodu praktykował flisactwo i dużo świata widział, tak pocieszał strapioną wdowę. — Jużci gospodarzem on nie będzie, to darmo, bo on na to nie ma nawet dobrego rozumu. Jegoby zatem trza naprzód do szkoły, a potem do majstra. Nauczy się z książki, nauczy się rzemiosła i jeżeli nie zgałganieje, będzie żył. Na to wdowa odpowiedziała, wciąż łamiąc ręce: — Oj, kumie, co wy też gadacie! A czy to nie wstyd gospodarskiemu dziecku rzemiosła się imać i byle komu na obstalunek robotę robić? Andrzej puścił dym z drewnianej fajeczki i rzekł: — Jużci, że wstyd, ale rady na to niema nijakiej. Potem, zwracając się do Antka, siedzącego na podłodze przy ławie, zapytał: — No, gadaj, wisus, czem ty chcesz być? Gospodarzem, czy u majstra? A Antek na to: — Ja będę stawiał wiatraki, co zboże mielą. I odpowiadał tak zawsze, choć nad nim kiwano głowami, a jak czasem to i miotłą. Miał już dziesięć lat, kiedy pewnego razu ośmioletnia wówczas siostra jego, Rozalja, strasznie zaniemogła. Jak się położyła, to się jej na drugi dzień dobudzić było trudno. Ciało miała gorące, oczy błędne i gadała od rzeczy. Matka z początku myślała, że dziewczyna przyczaja się; dała jej więc parę sturchańców. A gdy to nie pomogło, wytarła ją gorącym octem, a na drugi dzień napoiła wódką z piołunem. Wszystko na nic, a nawet gorzej, bo po wódce wystąpiły na dziewuchę silne plamy. Wtedy wdowa, przetrząsnąwszy szmaty, jakie tylko były w skrzyni i w komorze, wybrała sześć groszy i wezwała na ratunek Grzegorzową, wielką znachorkę. Mądra baba obejrzała chorą uważnie, opluła koło niej podłogę, jak należy, posmarowała ją nawet sadłem, ale — i to nie pomogło. Wtedy rzekła do matki: — Napalcie, kumo, w piecu do chleba. Trza dziewczynie zadać na dobre poty, to ją odejdzie. Wdowa napaliła w piecu, jak się patrzy, i wygarnęła węgle, czekając dalszych rozkazów. — No, teraz — rzekła znachorka — położyć dziewuchę na sosnowej desce i wsadzić ją w piec, na trzy Zdrowaśki. Ozdrowieje wnet, jakby kto ręką odjął! Istotnie, położono Rozalję na sosnowej desce (Antek patrzał na to z rogu izby) i wsadzono ją, nogami naprzód, do pieca. Dziewczyna, gdy ją gorąco owiało, ocknęła się. — Matulu, co wy ze mną robicie? — zawołała. — Cicho, głupia, to ci przecie wyjdzie na zdrowie. Już ją wsunęły baby do połowy; dziewczyna poczęła się rzucać, jak ryba w sieci. Uderzyła znachorkę, schwyciła matkę obu rękoma za szyję i wniebogłosy krzyczała: — A dyć wy mnie spalicie, matulu!... Już ją całkiem wsunięto, piec założono deską, i baby poczęły odmawiać trzy Zdrowaśki... — Zdrowaś Panno Maryo, łaskiś pełna… — Matulu! matulu moja!… — jęczała nieszczęśliwa dziewczyna. — O matulu!… — Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami… Teraz Antek podbiegł do pieca i schwycił matkę za spódnicę. — Matulu! — zawołał z płaczem — a dyć ją tam na śmierć zaboli!… Ale tyle tylko zyskał, że dostał w łeb, ażeby nie przeszkadzał odmawiać Zdrowasiek. Jakoż i chora przestała bić w deskę, rzucać się i krzyczeć. Trzy Zdrowaśki odmówiono, deskę odstawiono. W głębi pieca leżał trup, ze skórą czerwoną, gdzieniegdzie oblazłą. — Jezu! — krzyknęła matka, ujrzawszy dziewczynę niepodobną do ludzi. I taki ogarnął ją żal po dziecku, że ledwie pomogła znachorce przenieść zwłoki na tapczan. Potem uklękła na środku izby i, bijąc głową w klepisko wołała: — Oj! Grzegorzowa!… A cóż wyście najlepszego zrobili!… Znachorka była markotna. — Et!… cichobyście lepiej byli. Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak zczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy Boskiej… We wsi nikt nie wiedział o przyczynie śmierci Rozalji. Umarła dziewucha — to trudno. Widać, że już tak było przeznaczone. Alboż to jedno dziecko co rok we wsi umiera, a przecie zawsze ich pełno! Na trzeci dzień włożono Rozalję w świeżo zheblowaną trumienkę, z czarnym krzyżem, trumnę ustawiono w gnojownicach i powieziono dwoma wołami za wieś, tam, gdzie nad zapadłemi mogiłami czuwają spróchniałe krzyże i białokore brzozy. Na nierównej drodze trumienka skrzywiła się trochę na bok, a Antek, trzymając się fałdów spódnicy matczynej, idąc za wozem, myślał: — Musi tam być źle Rozalce, kiedy się tak poprawia i na bok przewraca!… Potem — pokropił ksiądz trumnę święconą wodą, czterech parobków spuściło ją na szalach do grobu, przywaliło ziemią — i tyle wszystkiego. Wzgórza z lasem szumiącym i te, na których krzaki rosły, zostały tam, gdzie były. Pastusi, jak dawniej, grali na fujarkach w dolinie, i życie szło, wciąż szło swoją koleją, choć we wsi nie stało jednej dziewuchy. Przez tydzień mówiono o niej, potem zapomniano i opuszczono świeży grób, na którym tylko wiatr wzdychał i świergotały polne koniki. A jeszcze potem spadł śnieg i nawet koniki wystraszył. W zimie gospodarskie dzieci chodziły do szkoły. A że z Antka nie spodziewała się matka żadnej pomocy w gospodarstwie, raczej zawady, więc poradziwszy się kuma Andrzeja, postanowiła oddać chłopca na naukę. — A czy mnie w szkole nauczą wiatraki budować? — pytał Antek. — Oho! nauczą cię nawet w kancelarji pisać, byleś ino był chętny. Wzięła tedy wdowa czterdzieści groszy w węzełek, chłopca w garść i, ze strachem, poszła do nauczyciela. Wszedłszy do izby, zastała go, jak sobie łatał stary kożuch. Pokłoniła mu się do nóg, doręczyła przyniesione pieniądze i rzekła: — Kłaniam się też panu profesorowi i ślicznie proszę, żeby mi wielmożny pan oto wisusa wziął do nauki, a ręki na niego nie żałował, jak rodzony ojciec… Wielmożny pan, któremu słoma wyglądała z dziurawych butów, wziął Antka pod brodę, popatrzał mu w oczy i poklepał. — Ładny chłopak — rzekł. — A co ty umiesz? — Jużci prawda, że ładny, — pochwyciła zadowolona matka – ale musi że chyba nic nie umie. — Jakże, więc wy jesteście jego matką i nie wiecie, co on umie i czego się nauczył? — spytał nauczyciel. — A skądbym ja miała wiedzieć, co on umie? Przecie ja baba, to mi od rzeczy nic. A co uczył się on, niby mój Antek, to wiem, że uczył się bydło paść, drwa szczypać, wodę ze studni ciągnąć i chyba już nic więcej. W taki sposób zainstalowano chłopca do szkoły. Ale że matce żal było wydanych czterdziestu groszy, więc, dla uspokojenia się, zebrała pod domem kilku sąsiadów i radziła się ich, czy to dobrze, że Antek będzie chodził do szkoły i że taki wydatek na niego poniosła. — Te!… — odezwał się jeden z gospodarzy — niby to nauczycielowi z gminy się płaci, więc na upartego moglibyście mu nic nie dawać. Ale zawsze o się upomina, a takich, co nie płacą mu osobno, gorzej uczy. — A dobry też z niego profesor? — No! niczego!… On niby, jak z nim gadać, to taki jest trochę głupowaty, ale uczy — jak wypada. Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło — z góry na dół i z dołu do góry. — Ej! cóż to znaczy abecadło — odezwał się drugi gospodarz. — Jużci że znaczy, — rzekł pierwszy. — Nibyście to nie słyszeli, co nieraz nasz wójt powiadają: Żebym ja choć umiał abecadło, tobym z takiej gminy miał dochodu więcej niż tysiąc rubli, tyle co pisarz! W parę dni potem Antek poszedł pierwszy raz do szkoły. Wydała mu się taka prawie porządna, jak ta izba w karczmie, co w niej szynkwas stoi, a ławki były w niej jedna za drugą, jak w kościele. Tylko, że piec pękł i drzwi się nie domykały, więc trochę ziębiło. Dzieci miały czerwone twarze i ręce trzymały w rękawach; nauczyciel chodził w kożuchu i w baraniej czapce. A po kątach szkoły siedział biały mróz i wytrzeszczał na wszystko iskrzące ślepie. Usadzono Antka między tymi, którzy nie znali jeszcze liter, i zaczęła się lekcja. Antek, upomniany przez matkę, ślubował sobie, że musi się odznaczyć. Nauczyciel wziął kredę w skostniałe palce i na zdezelowanej tablicy napisał jakiś znak. — Patrzcie dzieci! — mówił. — Tę literę spamiętać łatwo, bo wygląda tak, jakby kto kozaka tańcował, i czyta się A. Cicho tam, osły!… Powtórzcie: a… a… a… — A!… a!… a!… — zawołali chórem uczniowie pierwszego oddziału. Nad ich piskiem górował głos Antka. Ale nauczyciel nie zauważył go jeszcze. Chłopca trochę to ubodło; ambicja jego była podraźniona. Nauczyciel wyrysował drugi znak. — Tę literę — mówił — zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzieliście precel? — Wojtek widział, ale my to chyba nie… — odezwał się jeden. — No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się B. Wołajcie: be! be! Chór zawołał: be! be! — ale Antek tym razem rzeczywiście się odznaczył. Zwinął obie ręce w trąbkę i beknął, jak roczne cielę. Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości. — Hę! — krzyknął do Antka. — Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie go tu na rozgrzewkę! Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się opamiętał, już go dwaj najsilniejsi ze szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli. Jeszcze Antek niedobrze zrozumiał, o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich razów i usłyszał przestrogę: — A nie becz, hultaju! a nie becz! Puścili go. Chłopiec otrząsnął się, jak pies wydobyty z zimnej wody, i poszedł na miejsce. Nauczyciel wyrysował trzecią i czwartą literę, dzieci nazywały je chórem, a potem nastąpił egzamin. Pierwszy odpowiadał Antek. — Jak się ta litera nazywa? — pytał nauczyciel. — A! — odparł chłopiec. — A ta druga? Antek milczał. — Ta druga nazywa się be. Powtórz, ośle. Antek znowu milczał. — Powtórz ośle, be! — Albo ja głupi! — mruknął chłopiec, dobrze pamiętając, że w szkole beczeć nie wolno. — Co, hultaju jakiś, jesteś hardy? Na rozgrzewkę go!… I znowu ci sami co pierwej koledzy pochwycili go, położyli, a nauczyciel udzielił mu taką samą liczbę prętów, ale już z upomnieniem: — Nie bądź hardy! nie bądź hardy!… W kwadrans później zaczęła się nauka oddziału wyższego, a niższy poszedł na rekreację, do kuchni profesora. Tam, jedni pod dyrekcją gospodyni skrobali kartofle, drudzy nosili wodę, inni pokarm dla krowy, — i na tem zajęciu upłynął im czas do południa. Kiedy Antek wrócił do domu, matka zapytała go: — A co? uczyłeś się? — Uczyłem. — A dostałeś? — O! i jeszcze jak! Dwa razy. — Za naukę? — Nie, ino na rozgrzewkę. — Bo widzisz to początek. Dopiero później będziesz brał i za naukę! — pocieszyła go matka. Antek zamyślił się frasobliwie. Ha, trudno — rzekł w duchu. — Bije, bo bije, ale przynajmniej pokaże, jak się wiatraki stawiają. Od tej pory dzieci najniższego oddziału uczyły się wciąż czterech pierwszych liter, a potem szły do kuchni i na podwórze pomagać profesorskiej gospodyni. O wiatrakach mowy nie było. Jednego dnia na dworze mróz był lżejszy, profesorowi także jakoś serce odtajało, więc chciał wytłómaczyć najmłodszym swoim wychowańcom pożytek pisma. — Patrzcie, dzieci, — mówił, pisząc na tablicy wyraz dom: — jaka to mądra rzecz pisanie! Te trzy znaczki takie małe i tak niewiele miejsca zajmują, a jednak oznaczają — dom. Jak tylko na ten wyraz popatrzysz, to zaraz widzisz przed oczyma cały budynek, drzwi, okna, sień, izby, piece, ławy, obrazy na ścianach, krótko mówiąc: widzisz dom ze wszystkiem, co się w nim znajduje. Antek przecierał oczy, wychylał się, oglądał napisany na tablicy wyraz, ale domu żadnym sposobem zobaczyć nie mógł. Wreszcie trącił swego sąsiada i spytał: — Widzisz ty tę chałupę, co o niej profesor gadają? — Nie widzę — odparł sąsiad. — Musi to chyba być łgarstwo! — zakonkludował Antek. Ostatnie zdanie usłyszał nauczyciel i krzyknął: — Jakie łgarstwo? Co łgarstwo? — A to, że na tablicy jest dom. Przecie tam jest ino trochę kredy, ale domu nie widno — odparł naiwnie Antek. Nauczyciel porwał go za ucho i wyciągnął na środek szkoły. — Na rozgrzewkę go! — zawołał i znowu powtórzyła się, z najdrobniejszymi szczegółami, dobrze już chłopakowi znana ceremonia. Gdy Antek wrócił do domu czerwony, spłakany i jakoś nie mogący znaleźć miejsca, matka znowu go zapytała: — Dostałeś? — A może matula myślą, że nie? — stęknął chłopiec. — Za naukę? — Nie za naukę, ino na rozgrzewkę! Matka machnęła ręką. — Ha! — rzekła po namyśle — musisz jeszcze poczekać, to ci tam kiedy dadzą i za naukę. A potem, dokładając drew do ognia na kominie, mruczała sama do siebie: — Tak to zawsze wdowie i sierocie na tej ziemi doczesnej! Żebym ja profesorowi miała dać z pół rubla, a nie czterdzieści groszy, toby mi chłopca od razu wziął. A tak baraszkuje sobie z nim i tyle. A Antek, słysząc to, myślał: — No, no! jeżeli on tak baraszkuje ze mną, to dopiero będzie, jak mnie uczyć zacznie! Na szczęście, czy nieszczęście, obawy chłopca nie miały się nigdy ziścić. Jednego dnia, było to już we dwa miesiące po wstąpieniu Antka do szkoły, przyszedł do jego matki nauczyciel i po zwykłych przywitaniach zapytał: — Jakże, moja kobieto, będzie z waszym chłopakiem? Daliście za niego czterdzieści groszy, ale na początku, i już trzeci miesiąc idzie, a ja szeląga nie widzę! To się tak przecie nie godzi; płaćcie choć i po czterdzieści groszy, ale co miesiąc. A wdowa na to: — Skądże ja wezmę, kiedy nie mam! Co jaki grosz zarobię, to wszystko idzie do gminy. Nawet dzieciskom szmaty niema za co kupić. Nauczyciel wstał z ławy, nałożył czapkę w izbie i odparł: — Jeżeli tak, to Antek nie ma po co chodzić do szkoły. Ja tam sobie nad nim darmo ręki zrywać nie będę. Taka nauka, jak moja, to nie dla biedaków. Zabrał się i wyszedł, a wdowa patrząc za nim, myślała: — Jużci prawda. Jak świat światem, to ino pańskie dzieci chodziły do nauki. A gdzie zaś prosty człowiek mógłby na to wystarczyć!… Zawołała znowu kuma Andrzeja na radę, i poczęli oboje egzaminować chłopca. — Cóżeś się ty, wisusie, nauczył przez te dwa miesiące? — pytał go Andrzej. — Przecie matka wydali na cię czterdzieści groszy… — Jeszcze jak! — wtrąciła wdowa. — Com się tam miał nauczyć! — odparł chłopiec. — Kartofle skrobią się tak we szkole, jak i w domu, świniom tak samo daje się jeść. Tyle tylko, żem parę razy profesorowi buty wyczyścił. Ale za to porwali na mnie odzienie przy tych tam… rozgrzewkach… — No, a z nauki toś nic nie połapał? — Kto tam co połapie! — mówił Antek. — Jak nas uczy po chłopsku — to łże. Napisze se na tablicy jakiś znak i mówi, że to dom z izbą, sienią, z obrazami. Człowiek przecie ma oczy i widzi, że to nie jest dom. A jak nas uczy po szkolnemu, kat go zrozumie! Jest tam kilku starszych, co po szkolnemu pieśni śpiewają, ale młodszy to dobrze, jak się trochę kląć nauczy… — Ino kiedy spróbuj gadać tak paskudnie, to ja ci dam! — wtrąciła matka. — No, a do gospodarstwa nigdy, chłopaku, nie nabierzesz ochoty? — spytał Andrzej. Antek pocałował go w rękę i rzekł: — Poślijcie mnie już tam, gdzie uczą budować wiatraki. Starzy, jak na komendę, wzruszyli ramionami. Nieszczęsny wiatrak, po drugiej stronie Wisły mielący zboże, tak ugrzązł w duszy chłopca, że go już stamtąd żadna siła wydobyć nie mogła. Po długiej naradzie postanowiono czekać. I czekano. Upływał tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, nareszcie chłopak doszedł do dwunastu lat, ale w gospodarstwie wciąż niewielkie oddawał usługi. Strugał swoje patyki, a nawet rzeźbił cudackie figury. I dopiero gdy mu się kozik zepsuł, a matka na nowy nie dawała pieniędzy, wynajmował się do roboty. Jednemu nocą koni na łące pilnował, zatopiony w siwej mgle wieczornej i zapatrzony na gwiazdy; innemu woły prowadził przy orce; czasem poszedł do lasu po jagody lub grzyby i sprzedawał szynkarzowi Mordce za kilka groszy cały kosz. W chacie im się nie wiodło. Gospodarstwo bez chłopa to, jak ciało bez duszy; a wiadomo, że ojciec Antka już od kilku lat wypoczywał na tem wzgórzu, gdzie, przez żywopłot, czerwonymi jagodami okryty, spoglądają na wioskę smutne krzyże. Wdowa do obrządzenia roli najmowała parobka, resztę pieniędzy musiała odnosić do gminy, a dopiero za to, co zostało, karmić siebie i chłopców. Jadali też codzień barszcz z chleba i kartofle, czasem kaszę i kluski, rzadziej groch, a mięso — chyba tylko na Wielkanoc. Niekiedy i tego w chacie nie stało, a wówczas wdowa, nie potrzebując pilnować komina łatała synom sukmanki. Mały Wojtek płakał, a Antek z nudów, w porze obiadowej, łapał muchy i po takiej uczcie znowu szedł na dwór do strugania swoich drabin, płotów, wiatraków i Świętych. Bo także wystrugiwał i Świętych, co prawda, na początek bez twarzy i rąk. Nareszcie kum Andrzej, wierny przyjaciel osieroconej rodziny, wyrobił Antkowi miejsce u kowala, w drugiej wsi. Jednej niedzieli poszli tam z wdową i chłopcem. Kowal przyjął ich niezgorzej. Wypróbował chłopca w rękach i krzyżu, a widząc, że na swój wiek jest wcale mocny, przyjął go do terminu, bez zapłaty i tylko na sześć lat. Straszno i smutno było chłopcu patrzeć, jak płacząca matka i stary Andrzej, pożegnawszy jego i kowala, skryli się już za sadami, idąc z powrotem do domu. Było mu jeszcze smutniej, kiedy spał pierwszą noc pod cudzym dachem, w stodółce, między nieznanymi sobie chłopakami kowala, którzy zjedli jego kolację i jeszcze dali mu do snu parę kułaków, na zadatek dobrej przyjaźni. Ale kiedy na drugi dzień, równo ze świtem, poszli gromadą do kuźni, gdy rozniecili ognisko, Antek począł dąć pękatym miechem, a inni śpiewając z majstrem: „Kiedy ranne wstają zorze”, poczęli kuć rozpalone żelazo, — w chłopcu zbudził się jakby nowy duch. Dźwięk metalu, rytmiczny huk, pieśń, której aż las odpowiadał echem — wszystko to upoiło chłopca… Zdaje się, że w sercu jego aniołowie niebiescy naciągnęli kilka strun, nieznanych innym chłopskim dzieciom, i że struny te odezwały się dopiero dziś, przy sapaniu miecha, tętnieniu młotów i pryskających z żelaza iskrach. Ach, jakiby z niego był dziarski kowal, a może i co więcej… Bo chłopak, choć nowa robota podobała mu się okrutnie, wciąż myślał o swoich wiatrakach. Kowal, dzisiejszy opiekun Antka, był człowiek nijaki. Kuł żelazo i piłował je ani źle, ani dobrze. Czasami walił chłopców, aż puchli, a najwięcej dbał o to, ażeby się zbyt prędko nie wyuczyli kunsztu. Bo taki młodzik, wyszedłszy z terminu, mógłby pod bokiem swemu rodzonemu majstrowi kuźnię założyć i zmusić go do staranniejszej roboty!… A trzeba wiedzieć, że majster miał jeszcze jeden obyczaj. Na drugim końcu wsi mieszkał wielki przyjaciel kowala – sołtys, który w zwykłe dnie prawie nie odchodził od pracy, ale gdy mu co kapnęło z urzędu, rzucał gospodarstwo i szedł do karczmy mimo kuźni. Bywało tego raz, albo i dwa razy na tydzień. Idzie sobie tedy sołtys, z zapracowanym na urzędzie groszem, pod sosnową wiechę, i niechcący zbacza do kuźni. — Pochwalony! — woła do kowala, stojąc za progiem. — Pochwalony! — odpowiada kowal. — A jak tam w polu? — Niczego — mówi sołtys. — A jak u was, w kuźni? — Niczego, mówi kowal. — Chwała Bogu, żeście choć aby raz wyleźli z chałupy. — A tak — odpowiada sołtys. — Takem się ci zgadał w kancelarji, że muszę choć odrobinę zęby popłókać. Może pójdziecie i wy od tego kurzu? — Ma się rozumieć, że pójdę, przecie zdrowie jest najpierwsze — odpowiedział kowal, i nie zdejmując fartucha, szedł wraz z sołtysem do karczmy. A kiedy już raz wyszedł, mogli chłopcy na pewno gasić ognisko. Żeby robota była najpilniejsza, żeby się walił świat, ani majster, ani sołtys przed wieczorem nie wyszli z karczmy, chyba że sołtysowi narzuciła się jaka urzędowa czynność. Dopiero późno w nocy wracali do domu. Zwykle sołtys wiódł kowala pod rękę, a ten dźwigał butelkę „płókania” na jutro. Na drugi dzień sołtys był zupełnie trzeźwy i gospodarował aż do nowego zarobku na urzędzie, ale kowal wciąż zaglądał do przyniesionej butelki, dopóki się dno nie pokazało, i tym sposobem od jednego zamachu wypoczywał przez dwa dni. Już półtora roku nadymał Antek miechy w kuźni, nie robiąc zdaje się nic więcej, i półtora roku majster z sołtysem regularnie płókali zęby pod sosnową wiechą. Aż raz zdarzył się wypadek. Kiedy sołtys z kowalem siedzieli w karczmie, nagle, po pierwszym półkwaterku, dano znać, że ktoś tam powiesił się — i gwałtem wyciągnięto sołtysa z za stołu. Kowal, nie mając odpowiedniego towarzystwa, musiał zaprzestać płókania, ale kupił niezbędną butelkę i powoli wracał z nią ku domowi. Tymczasem do kuźni przyszedł chłop z koniem do okucia. Ujrzawszy go, terminatorowie zawołali: — Niema majstra, dziś robi z sołtysem płókanie! — A z was to żaden nie potrafi szkapy okuć? — spytał markotnie gospodarz. — Kto tam potrafi! — odparł najstarszy terminator. — Ja wam okuję! — odezwał się nagle Antek. Tonący chwyta się brzytwy, więc i chłop zgodził się na propozycję Antka, choć niewiele mu ufał, a jeszcze inni terminatorowie wyśmiewali go i wymyślali. — Widzisz go, niedorostka! — mówił najstarszy. — Jak żyje, nie trzymał młota w garści, tylko dymał i węgli dokładał, a dziś porywa się na kucie koni!… Widać jednak, że Antek miewał młot w garści, bo zawinąwszy się, w niedługim nawet czasie odkuł kilka gwoździ i podkowę. Wprawdzie podkowa była za wielka i niezbyt foremna, ale swoją drogą terminatorowie pootwierali gęby. Właśnie, przyszedł na tę chwilę i majster. Opowiedziano mu, co się stało, pokazano podkowę i gwoździe. Kowal obejrzał i aż przetarł krwią nabiegłe oczy. — A ty gdzieś się tego nauczył, złodzieju? — zapytał Antka. — A w kuźni — odparł chłopiec, zadowolony z komplementu. — Jak pan majster poszedł na płókanie, a oni rozbiegli się, to ja wykuwałem różne rzeczy z ołowiu, albo i żelaza. Majster tak był zmieszany, że nawet zapomniał bić Antka za psucie materjałów i narzędzi. Aż poszedł na radę do żony, skutkiem czego chłopca wydalono z kuźni i przeznaczono do gospodarstwa. — Za mądryś ty, kochanku! — mówił mu kowal. — Nauczyłbyś się fachu we trzy lata i później byś uciekł. A przecież matka oddała mi cię na sześć lat — do służby. Pół roku jeszcze był Antek u kowala. Kopał w ogrodzie, pełł, rąbał drzewo, kołysał dzieci, ale już nie przestąpił progu kuźni. Pod tym względem wszyscy go rzetelnie pilnowali: i majster, i majstrowa, i chłopcy. Nawet własna matka Antkowa i kum Andrzej, choć wiedzieli o dekrecie kowalskim, nic przeciw niemu nie mówili. Według umowy i obyczaju, chłopiec dopiero po sześciu latach miał prawo jako tako fuszerować kowalstwo. A że był dziwnie bystry i nie uczony przez nikogo nauczył się kowalstwa sam, w ciągu roku, więc tem gorzej dla niego! Swoją drogą Antkowi uprzykrzył się taki tryb życia. — Mam ja tu kopać i drwa rąbać, więc wolę to samo robić u matki! Tak sobie myślał przez tydzień, przez miesiąc. Wahał się. Ale w końcu — uciekł od kowala i wrócił do domu. Te jednak parę lat wyszły mu na dobre. Chłopak wyrósł, zmężniał, poznał trochę więcej rzemieślniczych narzędzi. Teraz, siedząc w domu, pomagał czasem przy gospodarstwie, ale przeważnie robił swoje maszyny i rzeźbił figury. Tylko już prócz kozika miał dłótko, pilnik i świderek i władał niemi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz. Na co? Antek o tem nie wiedział, chociaż jego wiatraki, chaty, sztuczne skrzynki, święci i rzeźbione fajki rozchodziły się po całej okolicy. Dziwiono się talentowi nieznanego samouka, niezgorzej nawet płacono za wyroby Mordce, ale o chłopca nikt nie pytał, a tembardziej nikt nie myślał o podaniu mu pomocnej ręki. Alboż kto pielęgnuje polne kwiaty, dzikie gruszki i wiśnie, choć niby wiadomo, że przy staraniu i z nich byłby większy pożytek?… Tymczasem chłopiec podrastał, a dziewuchy i kobiety wiejskie coraz milej na niego spoglądały i coraz częściej mówiły między sobą: — Ładny bestja, bo ładny! Rzeczywiście Antek był ładny. Był dobrze zbudowany, w sobie zręczny i prosto się trzymał, nie tak jak chłopi, którym ramiona zwieszają się, a nogi ledwie posuwają się od ciężkiej pracy. Twarz także miał nie taką, jak inni, ale rysy bardzo regularne, cerę świeżą, wyraz rozumny. Miał też jasne kędzierzawe włosy, ciemnawe brwi i ciemno-szafirowe oczy, marzące. Mężczyźni dziwili się jego sile i sarkali na to, że próżnował. Ale kobiety wolały mu patrzeć w oczy. — Jak on bestja spoglądnie na człowieka, – mówiła jedna z bab – to aż cię mrowie przechodzi. Taki jeszcze młodziak, a już patrzy na cię jak dorosły szlachcic!… — Bo to prawda! — zaprzeczała druga. — On patrzy zwyczajnie jak niedorostek, ino ma taką słodkość w ślipiach, że aż cię rozbiera. Ja się na tem znam!… — Chyba ja się lepiej znam — odparła pierwsza. — Przeciem służyła we dworze… A gdy się kobiety spierały tak o patrzenie Antkowe, on tymczasem na nie nie patrzał wcale. U niego więcej jeszcze znaczył dobry pilnik, aniżeli najładniejsza kobieta. W tym czasie wójt, stary wdowiec, który już córkę z pierwszego małżeństwa wydał za mąż i miał jeszcze w domu kilkoro małych dzieci z drugiego małżeństwa, ożenił się trzeci raz. A jako zwykle łysi miewają szczęście, więc wynalazł sobie za Wisłą żonkę młodą, piękną i bogatą. Kiedy para ta stanęła przed ołtarzem, ludzie poczęli się śmiać; a i sam ksiądz trochę pokiwał głową, że tak nie pasowali do siebie. Wójt trząsł się, jak dziad, który ze szpitala wyjdzie, i dlatego tylko był mało siwy, że miał głowę łysą jak dynia. Wójtowa była jak iskra. Czysta Cyganka, z wiśniowymi ustami, nieco odchylonemi, i z oczyma czarnymi, w których niby ogień paliła się jej młodość. Po weselu, dom wójta, zwykle cichy, bardzo się ożywił, bo raz w raz przybywali goście. To strażnik, który częstsze miewał niż zwykle interesa do gminy; to pisarz, który, znać, nie dosyć nacieszywszy się wójtem w kancelarji, jeszcze go w domu odwiedzał; to znów strzelcy rządowi, których dotąd we wsi niebardzo kiedy widywano. Nawet sam profesor, odebrawszy miesięczną pensję, cisnął w kąt stary kożuch i ubrał się – jak magnat, tak, że niejeden wiejski człowiek począł go tytułować: wielmożnym dziedzicem. I wszyscy owi strażnicy, strzelcy, pisarze i nauczyciele ciągnęli do wójtowej, jak szczury do młyna. Ledwie jeden wszedł do izby, już drugi wystawał za płotem, trzeci sunął z końca wsi, a czwarty kręcił się koło wójta. Jejmość rada była wszystkim, śmiała się, karmiła, poiła gości. Ale też czasem wytargała którego za włosy, a nawet i wybiła, bo humor u niej łatwo się zmieniał. Nareszcie, po półrocznym weselu, zaczęło być trochę spokojniej. Jedni goście znudzili się, drugich wójtowa przepędziła, i tylko podstarzały profesor, sam licho jedząc i morząc głodem swoją gospodynię, za każdą pensją miesięczną kupował sobie jakiś figlas do ubrania i siadywał u wójtowej na progu (bo go z izby wyganiano) albo klął i wzdychał pomiędzy opłotkami. Jednej niedzieli poszedł Antek na sumę, jak zwykle, z matką i bratem. W kościele było już ciasno, ale dla nich znalazło się jeszcze trochę miejsca. Matka uklękła między kobietami na prawo, Antek z Wojtkiem między chłopami na lewo, i każdy modlił się, jak umiał. Naprzód do Świętego w wielkim ołtarzu, potem do Świętego, co stoi wyżej nad tamtym, potem do Świętych w ołtarzach bocznych. Modlił się za ojca, którego przytłukło drzewo, i za siostrę, której za prędko choroba w piecu wyszła, i za to, ażeby Pan Bóg miłosierny i Jego Święci ze wszystkich ołtarzów dali mu szczęście w życiu, jeżeli taka będzie ich wola. Wtem, gdy Antek już czwarty raz z kolei powtarza swoje pacierze, uczuł nagle, że ktoś udeptał go w nogę i ciężko oparł mu się na ramieniu. Podniósł głowę. Przeciskając się pomiędzy ciżbą ludu, stała nad nim wójtowa, na twarzy smagła, zaczerwieniona, zadyszana z pośpiechu. Ubierała się jak chłopka, a z pod chustki, spadającej z ramion, widać było koszulę z cieniutkiego płótna i sznury paciorków z bursztynów i korali. I popatrzyli sobie w oczy. Ona wciąż nie zdejmowała mu ręki z ramion, a on… klęczał, patrzał na nią, jak na cudowne zjawisko, nie śmiejąc ruszyć się, aby mu nagle nie znikła. Między ludźmi poczęto szeptać. — Usuńcie się, kumie, pani wójtowa idą… Kumowie usunęli się, i wójtowa poszła dalej, aż przed wielki ołtarz. W drodze niby potknęła się i znowu spojrzała na Antka, a chłopca aż gorąco oblało od jej oczu. Potem usiadła na ławce i modliła się z książki, czasami podnosząc głowę i spoglądając na kościół. A kiedy na podniesienie zrobiło się cicho, jakby makiem zasiał, i pobożni upadli na twarze, ona złożyła książkę i znowu odwróciła się do Antka, topiąc w nim ogniste źrenice. Na jej cygańską twarz i sznur paciorków spłynął z okna snop światła, i wydała się chłopcu jako święta, wobec której ludzie milkną i rzucają się w proch. Po sumie, ludzie tłumem poszli do domów. Wójtową otoczyli pisarz, nauczyciel i gorzelnik z trzeciej wsi, i już Antek nie mógł jej zobaczyć. W chacie postawiła matka chłopakom doskonały krupnik, zabielony mlekiem, i wielkie pierogi z kaszą. Ale Antek, choć lubił to, jadł ledwie jednym zębem. Potem zabrał się, poleciał w góry, i położywszy się na najwyższym szczycie patrzył stamtąd na wójtową chatę. Ale widział tylko słomiany dach i mały niebieski dymek, wydobywający się powoli z obielonego komina. Więc zrobiło mu się tak czegoś tęskno, że schował twarz w starą sukmanę i zapłakał. Pierwszy raz w życiu uczuł wielką swoją nędzę. Chata ich była najuboższą we wsi, a pole najgorsze. Matka, choć przecie gospodyni, pracować musiała jak komornica i odziewała się prawie w łachmany. Na niego patrzano we wsi jak na straceńca, który nie wiadomo po co innym chleb zjada. A co go się nie nabili, co go się nawet psy nie nagryzły!… Jakże daleko było mu do profesora, gorzelnika, a choćby i do pisarza, którzy, ile razy chcieli, mogli wejść do wójtowskiej chaty i gadać z wójtową! Jemu zaś nie o wiele chodziło. Pragnął tylko, żeby jeszcze choć raz jeden, jedyny i ostatni raz w życiu, oparła mu kiedy wójtowa na ramieniu rękę i spojrzała w oczy tak, jak w kościele. Bo w jej spojrzeniu mignęło mu coś dziwnego, coś jak błyskawica, przy której na krótką chwilę odsłaniają się niebieskie głębokości, pełne tajemnic. Gdyby je kto dobrze obejrzał, wiedziałby wszystko, co jest na tym świecie, i byłby bogaty, jak król. Antek w kościele nie przypatrzył się dobrze temu, co mignęło w oczach wójtowej. Był nieprzygotowany, olśniony i szczęśliwą sposobność stracił. Ale gdyby ona tak jeszcze kiedy na niego chciała spojrzeć!… Marzyło mu się, że zobaczył przelatujące szczęście i strasznie do niego zatęsknił. Zbudziło się drzemiące serce i wśród boleści poczęło się — jakby przeciągać. Teraz świat wydał mu się całkiem odmienny. Dolina była za szczupła, góry za nizkie, a niebo — bodaj czy się nieopuściło, bo zamiast porywać ku sobie, zaczęło go przygniatać. Chłopiec zeszedł z góry pijany, nie wiedząc jakim sposobem znalazł się nad brzegiem Wisły i, patrząc w rzeczne wiry, czuł, że go coś pociąga ku nim. Miłość, której nawet nazwać nie umiał, spadła nań jak burza, rozniecając w duszy strach, żal, zdziwienie i — albo on wiedział co jeszcze? Odtąd co niedziela chodził do kościoła na sumę i z drżeniem serca czekał na wójtową, myśląc, że jak wtedy położy mu rękę na ramieniu i spojrzy w oczy. Ale wypadki nie powtarzają się, a zresztą uwagę wójtowej pochłaniał teraz gorzelnik, chłop młody i zdrowy, który aż z trzeciej wsi przyjeżdżał… na nabożeństwo. Wówczas Antek wpadł na osobliwy pomysł. Postanowił zrobić piękny krzyżyk i ofiarować wójtowej. Wtedy ona chyba spojrzy na niego i może uleczy z tej tęsknicy, która mu wypijała życie. Za ich wsią, na rozstajnych drogach, znajdował się dziwny krzyż. Od podstawy owijały go powoje. Nieco wyżej była drabinka, włócznia i cierniowa korona, a u szczytu, przy lewem ramieniu, wisiała jedna ręka Chrystusa, bo resztę figury ktoś ukradł — pewnie na czary. Ten to krzyż wziął Antek za model. Strugał więc, przerabiał i nanowo zaczynał swój krzyżyk, starając się, ażeby był piękny i wójtowej godny. Tymczasem na wieś spadło nieszczęście. Wisła wylała, przerwała tamę i zniszczyła przybrzeżne pola. Ludzie wiele stracili, ale najwięcej Antkowa matka. W chacie jej pokazał się nawet głód. Trzeba było iść na zarobek; chodziła więc i sama nieboga, i Wojtusia oddała na pastucha. Ale wszystko to nie wystarczało. Antek, nie chcący jąć się pracy gospodarskiej, był dla niej prawdziwym ciężarem. Widząc to, stary Andrzej począł nalegać na chłopca, ażeby poszedł w świat. — Jesteś przecie chłopak bystry, silny, zręczny do rzemiosła, więc udaj się między miejskich ludzi. Tam nauczysz się czego i jeszcze matce będziesz pomocny, a tu ostatni kęs chleba odejmujesz od gęby. Antek aż pobladł na myśl, że przyjdzie mu opuścić wieś bez zobaczenia się choć raz z wójtową. Rozumiał jednak, że inaczej być nie może, i tylko prosił, żeby mu zostawili kilka dni. Przez ten czas z podwojoną gorliwością rzeźbił swój krzyżyk i wyrzeźbił bardzo ładny, z powojem u dołu, z narzędziami męki i z ręką Pańską przy lewym ramieniu. Ale gdy skończył robotę, żadną miarą nie miał odwagi pójść do wójtowskiego mieszkania i swój dar ofiarować wójtowej. Przez ten czas matka połatała mu odzienie, pożyczyła od Mordki rubla na drogę, wystarała się o chleb i ser do kobiałki, wypłakała się. Ale Antek wciąż marudził, z dnia na dzień odwlekając swoje wyjście. Zniecierpliwiło to Andrzeja, który jednej soboty wywołał chłopca z chaty i rzekł mu surowo: — No, a kiedyż ty, chłopaku, opamiętasz się? Czy chcesz, żeby przez ciebie matka z głodu i z pracy zmarła? Przecie ona swojemi starymi rękoma nie wykarmi siebie i takiego, jak ty, draba, co próżnuje po całych dniach!… Antek schylił mu się do nóg. — Poszedłbym już, Andrzeju, ale kiedy mi strasznie żal porzucać swoich! Nie powiedział jednak, kogo mu żal najwięcej. — Oho! — zawołał Andrzej. — A cóżeś ty, dziecko przy piersi, że nie możesz się obejść bez matki? Dobry z ciebie chłopak, ani słowa, ale masz w sobie takiego niechcieja, coby cię tu do siwych włosów trzymał matce na karku. Dlatego ja ci powiem: jutro święta niedziela, wszyscy będziemy wolni i odprowadzimy cię. Więc po nabożeństwie zjesz obiad i pójdziesz. Dłużej tu z założonymi rękoma niema co siedzieć. Ty najlepiej wiesz, że mówię prawdę. Antek, upokorzony, wrócił do chaty i powiedział, że już jutro pójdzie w świat szukać roboty i nauki. Biedna kobieta, połykając łzy, poczęła szykować go do drogi. Dała mu starą kobiałkę, jedyną w chacie, i torbę parcianą. W kobiałkę włożyła trochę jadła, a w torbę pilniki, młotek, dłótka i inne narzędzia, którymi Antek od tylu lat wyrabiał swoje zabawki. Nadeszła noc. Antek legł na twardej ławie, ale zasnąć nie mógł. Uniósł głowę, patrzał na dogasające w kominie węgle, słuchał dalekiego szczekania psów, albo świerkania świerszcza w chacie, który nad nim tak wołał, jak wołają polne koniki nad opuszczonym grobem małej jego siostry, Rozalji. Wtem usłyszał jakiś szmer w rogu izby. To bezsenna matka jego pocichu szlochała… Antek ukrył głowę pod sukmanę. Słońce było wysoko, kiedy się obudził. Matka już wstała i drżącymi rękoma ustawiała garnuszki przy ogniu. Potem wszyscy razem usiedli za stół, do śniadania, i trochę podjadłszy, poszli do kościoła. Antek miał na piersiach pod sukmaną swój krzyżyk. Co chwilę przyciskał go, oglądając się niespokojnie, czy gdzie wójtowej nie widać, i myśląc z trwogą, jak też on jej swój dar doręczy? W kościele nie było wójtowej. Chłopak, klęcząc na środku, machinalnie odmawiał modlitwy, ale co mówił?… nie rozumiał. Gra organów, śpiew ludu, dźwięk dzwonków i własne cierpienie w duszy jego zlały się w jedną wielką zawieruchę. Zdawało mu się, że cały świat drży w posadach w tej chwili, kiedy on ma opuścić tę wieś, ten kościół i wszystkich, których ukochał. Ale na świecie było spokojnie, tylko w nim tak kipiał żal. Nagle organy ucichły, a ludzie pochylili głowy. Antek ocknął się, spojrzał. Jak wówczas, tak i dziś było Podniesienie, i jak wówczas, w ławce przy wielkim ołtarzu, siedziała wójtowa. Wtedy chłopiec ruszył ze swego miejsca między ciżbą ludu, zaczołgał się na kolanach aż do owej ławki i znalazł się u nóg wójtowej. Sięgnął za pazuchę i wydobył krzyżyk. Ale odbiegła go wszelka śmiałość, a głos mu zamarł tak, że jednego wyrazu nie mógł przemówić. Więc, zamiast oddać krzyżyk tej, dla której rzeźbił go przez parę miesięcy, wziął i zawiesił swoją pracę na gwoździu, wbitym w ścianę obok ławki. W tej chwili ofiarował Bogu drewniany krzyżyk, a razem z nim swoją tajemną miłość i niepewną przyszłość. Wójtowa zauważyła szmer i spojrzała na chłopca ciekawie, tak samo jak wtedy. Ale on nic nie widział, bo mu się oczy zasłoniły łzami. Po sumie matka z dziećmi wróciła do chaty. Ledwie zjedli kartoflankę i trochę klusków, ukazał się w izbie kum Andrzej i po przywitaniu rzekł: — No, chłopcze! zabieraj się! Komu w drogę, temu czas. Antek podpasał sukmanę rzemykiem, przewiesił torbę z narzędziami przez jedno ramię, a kobiałkę przez drugie. Gdy już wszyscy gotowi byli do drogi, chłopiec ukląkł, przeżegnał się, i ucałował klepisko chaty, jak podłogę kościelną. Potem matka wzięła go za jedną rękę, brat Wojtuś za drugą, i jak pana młodego do ślubu, wiedli go oboje najukochańsi na próg świata. Stary Andrzej wlókł się za nimi. — Masz tu rubla, Antku — mówiła matka wciskając chłopcu w rękę gałganek, pełen miedzianych pieniędzy. — Nie kupuj za to dziecko statków do krajania, ino schowaj se ten grosz na złe czasy, kiedy ci się jeść zachce. A jeżeli kiedy zarobisz taki pieniądz, to daj go na mszę świętą, ażeby ci Bóg błogosławił. I szli tak wolno, wąwozem pod górę, aż im wieś z oczu znikła; tylko z karczmy dolatywało ciche granie skrzypków i dudnienie bębna z dzwonkami. Wreszcie i to ucichło; znaleźli się na wyżynie. — No, wróćwa się już! — rzekł Andrzej. — A ty, chłopaku, idź wciąż drogą i pytaj się o miasto. Bo tobie nie na wsi mieszkać, ino w mieście, gdzie ludzie chętniejsi są do młotka, niż do roli. Wdowa na to odezwała się z płaczem: — Kumie Andrzeju, odprowadźmyż go choć do figury świętej, gdzieby pobłogosławić go można. A potem biadała: — Czy kto kiedy słyszał, żeby rodzona matka dziecko swoje wiodła na stracenie? Wychodzili, prawda, od nas chłopacy do wojska, ale to był mus. Nigdy przecie nie widziano, żeby kto z własnej woli opuszczał wieś, gdzie się urodził i gdzie go przyjąć powinna święta ziemia. Oj! doloż ty moja, dolo, że ja już trzecią osobę z chaty wyprowadzam, a sama jeszcze żyję na świecie!… A schowałeś, synusiu, pieniądze? — Schowałem matulu. Doszli i do figury i poczęli się żegnać. — Kumie Andrzeju, — mówiła wdowa, łkając — wyście tyle świata widzieli, wyście z bractwa, pobłogosławcież tego sierotę… a dobrze, żeby się nim Pan Bóg opiekował. Andrzej popatrzył w ziemię, przypomniał sobie modlitwę za podróżnych, zdjął czapkę i położył ją pod figurą. Potem wzniósł ręce ku niebu, a gdy wdowa i obaj jej synowie uklękli, począł mówić: — O Boże święty, Ojcze nasz, któryś naród swój wyprowadził z ziemi Egipskiej i z domu niewoli, który każdemu stworzeniu, co się rucha, dajesz pokarm, który ptaki powietrzne do ich starodawnych gniazd powracasz, Ciebie prosimy, bądź miłościw temu podróżnemu, ubogiemu i strapionemu! Opiekuj się nad nim, Boże nasz święty, w złych przygodach pocieszaj, w chorobie zdrów, w głodzie nakarm i w nieszczęściu ratuj. Bądź mu, Panie, miłościw, pośród obcych, jakoś był Tobiaszowi i Józefowi. Bądź mu Ojcem i Matką. Za przewodników daj mu Aniołów Swoich, a gdy spełni, co sobie zamierzył — do naszej wsi i do jego domu szczęśliwie go powróć. Tak się modlił chłop, w świątyni, gdzie polne zioła pachniały, śpiewały ptaki, gdzie pod nimi błyszczała w ogromnych skrętach Wisła, a nad nimi stary krzyż szeroko otwierał ramiona. Antek upadł do nóg matce, potem Andrzejowi, ucałował brata i — poszedł drogą. Ledwie uszedł kilkadziesiąt kroków, aż wdowa zawołała za nim: — Antku.… — Co, matulu??… — A jak ci tam będzie źle u obcych, wracaj do nas… Niech cię Bóg błogosławi… — Zostańcie z Bogiem! — odparł chłopak. Znowu uszedł kawał drogi, i znowu zawołała za nim smutna matka: — Antku!… Antku!… — Co, matulu? — spytał chłopiec. Głos jego już słabiej dolatywał. — A nie zapomnij o nas, synusiu! Niech cię Bóg błogosławi! — Zostańcie z Bogiem! I szedł, szedł, szedł, jak ów chłopak, co wybrał się po cyrograf, wystawiony na własną duszę. Wreszcie za wzgórkiem znikł. Na polu rozlegał się jęk zbolałej matki. Ku wieczorowi niebo zaciągnęło się chmurami i spadł drobny deszcz. Ale że chmury nie były gęste, więc przedarły się przez nie blaski zachodzącego słońca. Zdawało się, że nad szarem polem i nad grzązką gliniastą drogą unosi się złote sklepienie, powleczone żałobną krepą. Po tem polu szarem i cichem, bez drzew, po drodze grzązkiej, posuwał się zwolna strudzony chłopiec, w siwej sukmance, z kobiałką i torbą na plecach. Zdawało się, że wśród głębokiego milczenia krople deszczu nucą tęskną melodję znanej pieśni: Przez dolinę, przez pole, Idzie sobie pacholę, Idzie sobie i śpiéwa, Wiatr mu z deszczem przygrywa! · · · · · · · · · · · · · · · Może spotkacie kiedy wiejskiego chłopca, który szuka zarobku i takiej nauki, jakiej między swoimi nie mógł znaleźć. W jego oczach zobaczycie jakby odblask nieba, które przegląda się w powierzchni spokojnych wód; w jego myślach poznacie naiwną prostotę, a w sercu tajemną i prawie nieświadomą miłość. Wówczas podajcie rękę pomocy temu dziecku. Będzie to nasz mały brat, Antek, któremu w rodzinnej wsi stało się już za ciasno, więc wyszedł w świat, oddając się w opiekę Bogu i dobrym ludziom. Bolesław Prus. Spis treści Bieda: 1 2 Choroba: 1 Dziecko: 1 Kobieta: 1 Małżeństwo: 1 Marzenie: 1 Miłość: 1 Modlitwa: 1 2 Nauczyciel: 1 Pijaństwo: 1 2 Pogrzeb: 1 Praca: 1 Religia: 1 2 Rozstanie: 1 2 Szkoła: 1 2 3 Śmierć: 1 Trup: 1 Wieś: 1 Zabobony: 1 2 Życie jako wędrówka: 1 Antek 1Antek urodził się we wsi nad Wisłą. 2Wieś leżała w niewielkiej dolinie. Od północy otaczały ją wzgórza spadziste, porosłe sosnowym lasem, a od południa wzgórza garbate, zasypane leszczyną, tarniną i głogiem. Tam najgłośniej śpiewały ptaki i najczęściej chodziły wiejskie dzieci rwać orzechy albo wybierać gniazda. 3Kiedyś stanął na środku wsi, zdawało ci się, że oba pasma gór biegną ku sobie, ażeby zetknąć się tam, gdzie z rana wstaje czerwone słońce. Ale było to złudzenie. 4Za wsią bowiem ciągnęła się między wzgórzami dolina przecięta rzeczułką i przykryta zieloną łąką. 5Tam pasano bydlątka i tam cienkonogie bociany chodziły polować na żaby kukające wieczorami. 6Od zachodu wieś miała tamę, za tamą Wisłę, a za Wisłą znowu wzgórza wapienne, nagie. 7WieśKażdy chłopski dom, szarą słomą pokryty, miał ogródek, a w ogródku śliwki węgierki, spomiędzy których widać było komin sadzą uczerniony i pożarną drabinkę. Drabiny te zaprowadzono nie od dawna, a ludzie myśleli, że one lepiej chronić będą chaty od ognia niż dawniej bocianie gniazda. Toteż gdy płonął jaki budynek, dziwili się bardzo, ale go nie ratowali. 8— Widać, że na tego gospodarza był dopust boski — mówili między sobą. — Spalił się, choć miał przecie nową drabinę i choć zapłacił śtraf[1] za starą, co to były u niej połamane szczeble. 9DzieckoW takiej wsi urodził się Antek. Położyli go w niemalowanej kołysce, co została po zmarłym bracie, i sypiał w niej przez dwa lata. Potem przyszła mu na świat siostra, Rozalia, więc musiał jej miejsca ustąpić, a sam, jako osoba dorosła, przenieść się na ławę. 10Przez ten rok kołysał siostrę, a przez cały następny — rozglądał się po świecie. Raz wpadł w rzekę, drugi raz dostał batem od przejezdnego furmana za to, że go o mało konie nie stratowały, a trzeci raz psy tak go pogryzły, że dwa tygodnie leżał na piecu. Doświadczył więc niemało. Za to w czwartym roku życia ojciec podarował mu swoją sukienną kamizelkę z mosiężnym guzikiem, a matka — kazała mu siostrę nosić. 11Gdy miał pięć lat, użyto go już — do pasania świń. Ale Antek nie bardzo się za nimi oglądał. Wolał patrzeć na drugą stronę Wisły, gdzie za wapiennym wzgórzem raz na raz pokazywało się coś wysokiego i czarnego. Wyłaziło to z lewej strony jakby spod ziemi, szło w górę i upadało na prawo. Za tym pierwszym szło zaraz drugie i trzecie, takie samo czarne i wysokie. 12Tymczasem świnie swoim obyczajem wlazły w kartofle. Matka spostrzegłszy to zawinęła się wedle sukiennej kamizelki Antkowej, tak że chłopiec prawie tchu nie mógł złapać. Ale że nie miał w sercu zawziętości, bo było z niego dziecko dobre, więc wykrzyczawszy się i wydrapawszy — kamizelkę, zapytał matki: 13— Matulu! A co to takie czarne chodzi za Wisłą? 14Matka spojrzała w kierunku Antkowego palca, przysłoniła oczy ręką i odparła: 15— Tam za Wisłą? Cóż to, nie widzisz, że wiatrak chodzi? A na drugi raz pilnuj świń, bo cię pokrzywami wysmaruję. 16— Acha, wiatrak! A co on, matulu, za jeden? 17— At, głupiś! — odparła matka i uciekła do swojej roboty. Gdzie ona miała czas i rozum do udzielania objaśnień o wiatrakach! 18Ale chłopcu wiatrak spokojności nie dawał. Antek widywał go przecie co dzień. Widywał go i w nocy przez sen. Więc taka straszna urosła w chłopcu ciekawość, że jednego dnia zakradł się do promu, co ludzi na drugą stronę rzeki przewoził, i popłynął za Wisłę. 19Popłynął, wdrapał się na wapienną górę, akurat w tym miejscu, gdzie stało ogłoszenie, aby tędy nie chodzić, i zobaczył wiatrak. Wydał mu się budynek ten jakby dzwonnica, tylko w sobie był grubszy, a tam gdzie na dzwonnicy jest okno, miał cztery tęgie skrzydła ustawione na krzyż. Z początku nie rozumiał nic — co to i na co to? Ale wnet objaśnili mu rzecz pastuchowie, więc dowiedział się o wszystkim. Naprzód o tym, że na skrzydła dmucha wiater i kręci nimi jak liśćmi. Dalej o tym, że w wiatraku miele się zboże na mąkę, i nareszcie o tym, że przy wiatraku siedzi młynarz, co żonę bije, a taki jest mądry, że wie, jakim sposobem ze śpichrzów wyprowadza się szczury. 20MarzeniePo takiej poglądowej lekcji Antek wrócił do domu tą samą drogą co pierwej. Dali mu tam przewoźnicy parę razy w łeb za swoją krwawą pracę, dała mu i matka coś na sukienną kamizelkę, ale to nic: Antek był kontent, bo zaspokoił ciekawość. Więc choć położył się spać o głodzie, marzył całą noc to o wiatraku, co mieli zboże, to o młynarzu, co bije żonę i szczury wyprowadza ze śpichrzów. 21Drobny ten wypadek stanowczo wpłynął na całe życie chłopca. Od tej pory — od wschodu do zachodu słońca — strugał on patyki i układał je na krzyż. Potem wystrugał sobie kolumnę; próbował, obciosywał, ustawiał, aż nareszcie wybudował mały wiatraczek, który na wietrze obracał mu się jak tamten za Wisłą. 22Cóż to była za radość! Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz! 23Do dziesiątego roku życia zepsuł ze cztery koziki, ale też strugał nimi dziwne rzeczy. Robił wiatraki, płoty, drabiny, studnie, a nawet całe chałupy. Aż się ludzie zastanawiali i mówili do matki, że z Antka albo będzie majster, albo wielki gałgan. 24Przez ten czas urodził mu się jeszcze jeden brat, Wojtek, siostra podrosła, a ojca drzewo przytłukło — w lesie. 25W chacie była z Rozalią wielka wygoda. Dziewczyna zimą zamiatała izbę, nosiła wodę, a nawet potrafiła krupnik ugotować. Latem posyłano ją do bydła z Antkiem, bo chłopak zajęty struganiem nigdy się nie dopilnował. Co go nie nabili, nie naprosili, nie napłakali się nad nim. Chłopak krzyczał, obiecywał, płakał nawet razem z matką, ale robił swoje, a bydło wciąż w szkodę właziło. 26Dopiero gdy siostra razem z nim pasła, było lepiej: on strugał patyki, a ona pilnowała krów. 27Nieraz matka widząc, że dziewucha, choć młodsza, ma więcej rozumu i chęci aniżeli Antek, załamywała z żalu ręce i lamentowała przed starym kumem, Andrzejem: 28— Co ja pocznę, nieszczęsna, z tym Antkiem odmieńcem? Ani to w chacie nic nie zrobi, ani bydła doglądnie, ino wciąż kraje te patyki, jakby co w niego wstąpiło. Już z niego, mój Andrzeju, nie będzie chyba gospodarz ani nawet parobek, tylko darmozjad na śmiech ludziom i obrazę boską!… 29Andrzej, który za młodu praktykował flisactwo i dużo świata widział, tak pocieszał strapioną wdowę: 30— Jużci, gospodarzem on nie będzie, to darmo, bo on na to nie ma nawet dobrego rozumu. Jego by zatem trza naprzód do szkoły, a potem do majstra. Nauczy się z książki, nauczy się rzemiosła i jeżeli nie zgałganieje, będzie żył. 31Na to wdowa odpowiedziała, wciąż łamiąc ręce: 32— Oj, kumie, co wy też gadacie. A czy to nie wstyd gospodarskiemu dziecku rzemiosła się imać i byle komu na obstalunek robotę robić? 33Andrzej puścił dym z drewnianej fajeczki i rzekł: 34— Jużci, że wstyd, ale rady na to nie ma nijakiej. 35Potem, zwracając się do Antka siedzącego na podłodze przy ławie, zapytał: 36— No gadaj, wisus, czym ty chcesz być? Gospodarzem czy u majstra? 37A Antek na to: 38— Ja będę stawiał wiatraki, co zboże mielą. 39I odpowiadał tak zawsze, choć nad nim kiwano głowami, a jak czasem to i miotłą. 40ChorobaMiał już dziesięć lat, kiedy pewnego razu ośmioletnia wówczas siostra jego, Rozalia, strasznie zaniemogła. Jak się położyła z wieczora, to się jej na drugi dzień dobudzić było trudno. Ciało miała gorące, oczy błędne i gadała od rzeczy. 41Matka z początku myślała, że dziewczyna przyczaja się, dała jej więc parę szturchańców. Ale gdy to nie pomogło, wytarła ją gorącym octem, a na drugi dzień napoiła wódką z piołunem. Wszystko na nic, a nawet gorzej, bo po wódce wystąpiły na dziewuchę sine plamy. Wtedy wdowa przetrząsnąwszy szmaty, jakie tylko były w skrzyni i w komorze, wybrała sześć groszy i wezwała na ratunek Grzegorzową, wielką znachorkę. 42Mądra baba obejrzała chorą uważnie, opluła koło niej podłogę jak należy, posmarowała ją nawet sadłem, ale — i to nie pomogło. 43Wtedy rzekła do matki: 44—Zabobony Napalcie, kumo, w piecu do chleba. Trza dziewczynie zadać na dobre poty, to ją odejdzie. 45Wdowa napaliła w piecu jak się patrzy i wygarnęła węgle czekając dalszych rozkazów. 46— No, teraz — rzekła znachorka — położyć dziewuchę na sosnowej desce i wsadzić ją w piec na trzy zdrowaśki. Ozdrowieje wnet, jakby kto ręką odjął! 47Istotnie, położono Rozalię na sosnowej desce (Antek patrzył na to z rogu izby) i wsadzono ją, nogami naprzód, do pieca. 48Dziewczyna, gdy ją gorąco owiało, ocknęła się. 49— Matulu, co wy ze mną robicie? — zawołała. 50— Cicho, głupia, to ci przecie wyjdzie na zdrowie. 51Już ją wsunęły baby do połowy; dziewczyna poczęła się rzucać jak ryba w sieci. Uderzyła znachorkę, schwyciła matkę obu rękami za szyję i wniebogłosy krzyczała: 52— A dyć wy mnie spalicie, matulu!… 53ReligiaJuż ją całkiem wsunięto, piec założono deską i baby poczęły odmawiać trzy zdrowaśki… 54— Zdrowaś, Panno Mario, łaski pełna… 55— Matulu! matulu moja!… — jęczała nieszczęśliwa dziewczyna. — O matulu!… 56— Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami… 57Teraz Antek podbiegł do pieca i schwycił matkę za spódnicę. 58— Matulu! — zawołał z płaczem — a dyć ją tam na śmierć zaboli!… 59Ale tyle tylko zyskał, że dostał w łeb, ażeby nie przeszkadzał odmawiać zdrowasiek. Jakoś i chora przestała bić w deskę, rzucać się i krzyczeć. Trzy zdrowaśki odmówiono, deskę odstawiono. 60TrupW głębi pieca leżał trup ze skórą czerwoną, gdzieniegdzie oblazłą. 61— Jezu! — krzyknęła matka ujrzawszy dziewczynę niepodobną do ludzi. 62I taki ogarnął ją żal za dzieckiem, że ledwie pomogła znachorce przenieść zwłoki na tapczan. Potem uklękła na środku izby i, bijąc głową w klepisko, wołała: 63— Oj, Grzegorzowa!… A cóż wyście najlepszego zrobili!… 64Znachorka była markotna. 65—Zabobony Et!… Cicho byście lepiej byli… Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak sczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy boskiej. 66ŚmierćWe wsi nikt nie wiedział o przyczynie śmierci Rozalii. Umarła dziewucha — to trudno. Widać, że już tak było przeznaczone. Alboż to jedno dziecko co rok we wsi umiera, a przecie zawsze ich jest pełno. 67PogrzebNa trzeci dzień włożono Rozalię w świeżo zheblowaną trumienkę z czarnym krzyżem, trumnę ustawiono w gnojownicach i powieziono dwoma wołami za wieś, tam gdzie nad zapadniętymi mogiłami czuwają spróchniałe krzyże i białokore brzozy. Na nierównej drodze trumienka skrzywiła się trochę na bok, a Antek, trzymający się fałdów spódnicy matczynej, idąc za wozem myślał: 68„Musi tam być źle Rozalce, kiedy się tak poprawia i na bok przewraca!…” 69Potem — pokropił ksiądz trumnę święconą wodą, czterech parobków spuściło ją na szalach do grobu, przywaliło ziemią — i tyle wszystkiego. 70Wzgórza z lasem szumiącym i te, na których krzaki rosły, zostały tam, gdzie były. Pastusi jak dawniej grali na fujarkach w dolinie i życie szło, wciąż szło swoją koleją, choć we wsi nie stało jednej dziewuchy. 71Przez tydzień mówiono o niej, potem zapomniano i opuszczono świeży grób, na którym tylko wiatr wzdychał i świergotały polne koniki. 72A jeszcze potem spadł śnieg i nawet koniki wystraszył. 73SzkołaW zimie gospodarskie dzieci chodziły do szkoły. A że z Antka nie spodziewała się matka żadnej pomocy w gospodarstwie, raczej zawadę, więc poradziwszy się kuma Andrzeja postanowiła oddać chłopca na naukę. 74— A czy mnie we szkole nauczą wiatraki budować? — pytał Antek. 75— Oho! Nauczą cię nawet w kancelarii pisać, byleś ino był chętny. 76Wzięła tedy wdowa czterdzieści groszy w węzełek, chłopca w garść i ze strachem poszła do nauczyciela. Wszedłszy do izby zastała go, jak sobie łatał stary kożuch. Pokłoniła mu się do nóg, doręczyła przyniesione pieniądze i rzekła: 77— Kłaniam się też panu profesorowi i ślicznie proszę, żeby mi wielmożny pan tego oto wisusa wziął do nauki, a ręki na niego nie żałował, jak rodzony ojciec… 78NauczycielWielmożny pan, któremu słoma wyglądała z dziurawych butów, wziął Antka pod brodę, popatrzył mu w oczy i poklepał. 79— Ładny chłopak — rzekł. — A co ty umiesz? 80— Jużci prawda, że ładny — pochwyciła zadowolona matka — ale musi, że chyba nic nie umie. 81— Jakże więc, wy jesteście jego matką i nie wiecie, co on umie i czego się nauczył? — spytał nauczyciel. 82— KobietaA skąd bym ja miała wiedzieć, co on umie? Przecie ja baba, to mi do tych rzeczy nic. A co uczył się on, niby mój Antek, to wiem, że uczył się bydło paść, drwa szczypać, wodę ze studni ciągnąć i chyba już nic więcej. 83W taki sposób zainstalowano chłopca do szkoły. Ale że matce żal było wydanych czterdziestu groszy, więc dla uspokojenia się zebrała pod domem paru sąsiadów i radziła się ich, czy to dobrze, że Antek będzie chodzić do szkoły i że taki wydatek na niego poniosła. 84— Te!… — odezwał się jeden z gospodarzy — niby to nauczycielowi z gminy się płaci, więc na upartego moglibyście mu nic nie dawać. Ale zawsze on się upomina, a takich, co nie płacą mu osobno, gorzej uczy. 85— A dobry też z niego profesor? 86— No, niczego!… On niby, jak z nim gadać, to taki jest trochę głupowaty, ale uczy — jak wypada. Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło — z góry na dół i z dołu do góry. 87— E! Cóż to znaczy abecadło — odezwał się drugi gospodarz. 88— Jużci, że znaczy — rzekł pierwszy. — Nibyście to nie słyszeli, co nieraz nasz wójt powiadają: „Żebym ja choć umiał abecadło, to bym z takiej gminy miał dochodu więcej niż tysiąc rubli, tyle co pisarz!” 89SzkołaW parę dni potem Antek poszedł pierwszy raz do szkoły. Wydała mu się taka prawie porządna jak ta izba w karczmie, co w niej szynkwas stoi, a ławki były w niej jedna za drugą jak w kościele. Tylko że piec pękł i drzwi się nie domykały, więc trochę ziębiło. Dzieci miały czerwone twarze i ręce trzymały w rękawach — nauczyciel chodził w kożuchu na sobie i w baraniej czapce na głowie. A po kątach szkoły siedział biały mróz i wytrzeszczał na wszystko iskrzące ślepie. 90Usadzono Antka między tymi, co nie znali jeszcze liter, i zaczęła się lekcja. 91Antek, upomniany przez matkę, ślubował sobie, że musi się odznaczyć. 92Nauczyciel wziął kredę w skostniałe palce i na zdezelowanej[2] tablicy napisał jakiś znak. 93— Patrzcie, dzieci! — mówił. — Tę literę spamiętać łatwo, bo wygląda tak, jakby kto kozaka tańcował, i czyta się A. Cicho tam, osły!… Powtórzcie: a… a… a… 94— A!… a!… a!… — zawołali chórem uczniowie pierwszego oddziału. 95Nad ich piskiem górował głos Antka. Ale nauczyciel nie zauważył go jeszcze. 96Chłopca trochę to ubodło; ambicja jego została podrażniona. 97Nauczyciel wyrysował drugi znak. 98— Tę literę — mówił — zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzieliście precel? 99— Wojtek widział, ale my to chyba nie… — odezwał się jeden. 100— No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się B. Wołajcie: be! be! 101Chór zawołał: be! be! — ale Antek tym razem rzeczywiście się odznaczył. Zwinął obie ręce w trąbkę i beknął jak roczne cielę. 102Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości. 103— Hę — krzyknął do Antka. — Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie go tu na rozgrzewkę. 104Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się upamiętał, już go dwaj najsilniejsi ze szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli. 105Jeszcze Antek niedobrze zrozumiał, o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich razów i usłyszał przestrogę: 106— A nie becz, hultaju! A nie becz! 107Puścili go. Chłopiec otrząsnął się jak pies wydobyty z zimnej wody i poszedł na miejsce. 108Nauczyciel wyrysował trzecią i czwartą literę, dzieci nazywały je chórem, a potem nastąpił egzamin. 109Pierwszy odpowiadał Antek. 110— Jak się ta litera nazywa? — pytał nauczyciel. 111— A! — odparł chłopiec. 112— A ta druga? 113Antek milczał. 114— Ta druga nazywa się be. Powtórz, ośle! 115Antek znowu milczał. 116— Powtórz, ośle, be! 117— Albo ja głupi! — mruknął chłopiec, dobrze pamiętając, że w szkole beczeć nie wolno. 118— Co, hultaju jakiś, jesteś hardy? Na rozgrzewkę go!… 119I znowu ci sami co pierwej koledzy pochwycili go, położyli, a nauczyciel udzielił mu taką samą liczbę prętów, ale już z upomnieniem: 120— Nie bądź hardy!… Nie bądź hardy!… 121W kwadrans później zaczęła się nauka oddziału wyższego, a niższy poszedł na rekreację[3], do kuchni profesora. Tam jedni pod dyrekcją gospodyni skrobali kartofle, drudzy nosili wodę, inni pokarm dla krowy, i na tym zajęciu upłynął im czas do południa. 122Kiedy Antek wrócił do domu, matka zapytała go: 123— A co? Uczyłeś się? 124— Uczyłem. 125— A dostałeś? 126— O, jeszcze jak! Dwa razy. 127— Za naukę? 128— Nie, ino na rozgrzewkę. 129— Bo widzisz, to początek. Dopiero później będziesz brał i za naukę! — pocieszyła go matka. 130Antek zamyślił się frasobliwie. 131„Ha, trudno — rzekł w duchu. — Bije, bo bije, ale przynajmniej pokaże, jak się wiatraki stawiają.” 132Od tej pory dzieci najniższego oddziału uczyły się wciąż czterech pierwszych liter, a potem szły do kuchni i na podwórze pomagać profesorskiej gospodyni. O wiatrakach mowy nie było. 133Jednego dnia na dworze mróz był lżejszy, profesorowi także jakoś serce odtajało, więc chciał wytłumaczyć najmłodszym swoim wychowańcom pożytek pisma. 134— Patrzcie, dzieci — mówił pisząc na tablicy wyraz dom — jaka to mądra rzecz pisanie. Te trzy znaczki takie małe i tak niewiele miejsca zajmują, a jednak oznaczają — dom. Jak tylko na ten wyraz popatrzysz, to zaraz widzisz przed oczami cały budynek, drzwi, okna, sień, izby, piece, ławy, obrazy na ścianach, krótko mówiąc — widzisz dom ze wszystkim, co się w nim znajduje. 135Antek przecierał oczy, wychylał się, oglądał napisany na tablicy wyraz, ale domu żadnym sposobem zobaczyć nie mógł. Wreszcie trącił swego sąsiada i spytał: 136— Widzisz ty tę chałupę, co o niej profesor gadają? 137— Nie widzę — odparł sąsiad. 138— Musi to chyba być łgarstwo! — zakonkludował Antek. 139Ostatnie zdanie usłyszał nauczyciel i krzyknął: 140— Jakie łgarstwo? Co łgarstwo? 141— A to, że na tablicy jest dom. Przecie tam jest ino trochę kredy, ale domu nie widno — odparł naiwnie Antek. 142Nauczyciel porwał go za ucho i wyciągnął na środek szkoły. 143— Na rozgrzewkę go! — zawołał i znowu powtórzyła się z najdrobniejszymi szczegółami dobrze już chłopakowi znana ceremonia. 144Gdy Antek wrócił do domu czerwony, spłakany i jakoś nie mogący znaleźć miejsca, matka znowu go zapytała: 145— Dostałeś? 146— A może matula myślą, że nie? — stęknął chłopiec. 147— Za naukę? 148— Nie za naukę, ino na rozgrzewkę! 149Matka machnęła ręką. 150— Ha! — rzekła po namyśle — musisz jeszcze poczekać, to ci tam kiedy dadzą i za naukę. 151A potem, dokładając drew do ognia na kominie, mruczała sama do siebie: 152— Tak to zawsze wdowie i sierocie na tej ziemi doczesnej! Żebym ja profesorowi miała dać z pół rubla, a nie czterdzieści groszy, to by mi chłopca od razu wziął. A tak, baraszkuje sobie z nim, i tyle. 153A Antek słysząc to myślał: 154„No, no! Jeżeli on tak baraszkuje ze mną, to dopiero będzie, jak mnie uczyć zacznie!” 155Na szczęście czy nieszczęście obawy chłopca nie miały się nigdy ziścić. 156Jednego dnia, było to już we dwa miesiące po wstąpieniu Antka do szkoły, przyszedł do jego matki nauczyciel i po zwykłych przywitaniach zapytał: 157— Jakże, moja kobieto, będzie z waszym chłopakiem? Daliście za niego czterdzieści groszy, ale na początku, i już trzeci miesiąc idzie, a ja szeląga więcej nie widzę. To się tak przecie nie godzi; płaćcie choć i po czterdzieści groszy, ale co miesiąc. 158A wdowa na to: 159— Skądże ja wezmę, kiedy nie mam! Co jaki grosz zarobię, to wszystko idzie do gminy. Nawet dzieciskom szmaty nie ma za co kupić. 160Nauczyciel wstał z ławy, nałożył czapkę w izbie i odparł: 161— SzkołaJeżeli tak, to Antek nie ma po co chodzić do szkoły. Ja tam sobie nad nim darmo ręki zrywać nie będę. Taka nauka jak moja to nie dla biedaków. 162Zabrał się i wyszedł, a wdowa patrząc za nim myślała: 163„Jużci prawda. Jak świat światem, to ino pańskie dzieci chodziły do nauki. A gdzie zaś prosty człowiek mógłby na to wystarczyć!…” 164Zawołała znowu kuma Andrzeja na naradę i poczęli oboje egzaminować chłopca. 165— Cóżeś się ty, wisusie, nauczył przez te dwa miesiące? — pytał go Andrzej. — Przecie matka wydali na cię czterdzieści groszy… 166— Jeszcze jak! — wtrąciła wdowa. 167— Com się tam miał nauczyć! — odparł chłopiec. — Kartofle skrobią się tak we szkole, jak i w domu, świniom tak samo daje się jeść. Tyle tylko, żem parę razy profesorowi buty wyczyścił. Ale za to porwali na mnie odzienie przy tych tam… rozgrzewkach… 168— No, a z nauki toś nic nie połapał? 169— Kto tam co połapie! — mówił Antek. — Jak nas uczy po chłopsku — to łże. Napisze se na tablicy jakiś znak i mówi, że to dom z izbą, sienią, z obrazami. Człowiek przecie ma oczy i widzi, że to nie jest dom. A jak nas uczy po szkolnemu, to kat go zrozumie! Jest tam paru starszych, co po szkolnemu pieśni śpiewają, ale młodszy to dobrze, jak się trochę kląć nauczy… 170— Ino kiedy spróbuj gadać tak paskudnie, to ja ci dam! — wtrąciła matka. 171— No, a do gospodarstwa nigdy, chłopaku, nie nabierzesz ochoty? — spytał Andrzej. 172Antek pocałował go w rękę i rzekł: 173— Poślijcie mnie już tam, gdzie uczą budować wiatraki. 174Starzy jak na komendę wzruszyli ramionami. 175Nieszczęsny wiatrak, po drugiej stronie Wisły mielący zboże, tak ugrzązł w duszy chłopca, że go już stamtąd żadna siła wydobyć nie mogła. 176Po długiej naradzie postanowiono czekać. I czekano. 177Upływał tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, nareszcie chłopak doszedł do dwunastu lat, ale w gospodarstwie wciąż niewielkie oddawał usługi. Strugał swoje patyki, a nawet rzeźbił cudackie figury. I dopiero gdy mu się kozik zepsuł, a matka na nowy nie dawała pieniędzy, wynajmował się do roboty. Jednemu nocą koni na łące pilnował, zatopiony w siwej mgle wieczornej i zapatrzony na gwiazdy; innemu woły prowadził przy orce: czasem poszedł do lasu, po jagody lub grzyby i sprzedawał szynkarzowi Mordce za kilka groszy cały kosz. 178BiedaW chacie im się nie wiodło. Gospodarstwo bez chłopa to jak ciało bez duszy; a wiadomo, że ojciec Antka już od kilku lat wypoczywał na tym wzgórzu, gdzie przez żywopłot czerwonymi jagodami okryty spoglądają na wioskę smutne krzyże. 179Wdowa do obrządzenia roli najmowała parobka, resztę pieniędzy musiała odnosić do gminy, a dopiero za to, co zostało, karmić siebie i chłopców. 180Jadali też co dzień barszcz z chleba i kartofle, czasem kaszę i kluski, rzadziej groch, a mięso — chyba tylko na Wielkanoc. Niekiedy i tego w chacie nie stało, a wówczas wdowa, nie potrzebując pilnować komina, łatała synom sukmanki. Mały Wojtek płakał, a Antek z nudów w porze obiadowej łapał muchy i po takiej uczcie znowu szedł na dwór do strugania swoich drabin, płotów, wiatraków i świętych. Bo także wystrugiwał i świętych, co prawda na początek bez twarzy i rąk. 181Nareszcie kum Andrzej, wierny przyjaciel osieroconej rodziny, wyrobił Antkowi miejsce u kowala, w drugiej wsi. Jednej niedzieli poszli tam z wdową i chłopcem. Kowal przyjął ich niezgorzej. Wypróbował chłopca w rękach i krzyżu, a widząc, że na swój wiek jest wcale mocny, przyjął go do terminu bez zapłaty i tylko na sześć lat. 182Straszno i smutno było chłopcu patrzeć, jak płacząca matka i stary Andrzej pożegnawszy jego i kowala skryli się już za sadami idąc z powrotem do domu. Było mu jeszcze smutniej, kiedy spał pierwszą noc pod cudzym dachem, w stodółce, między nie znanymi sobie chłopakami kowala, którzy zjedli jego kolację i jeszcze dali mu do snu parę kułaków na zadatek dobrej przyjaźni. 183PracaAle kiedy na drugi dzień rano ze świtem poszli gromadą do kuźni, gdy rozniecili ognisko, Antek począł dąć pękatym miechem, a inni, śpiewając z majstrem Kiedy ranne wstają zorze, poczęli kuć młotami rozpalone żelazo — w chłopcu zbudził się jakby nowy duch. Dźwięk metalu, rytmiczny huk, pieśń, której aż las odpowiadał echem — wszystko to upoiło chłopca… Zdaje się, że w sercu jego aniołowie niebiescy naciągnęli kilka strun nie znanych innym chłopskim dzieciom i że struny te odezwały się dopiero dziś przy sapaniu miecha, tętnieniu młotów i pryskających z żelaza iskrach. 184Ach, jaki by z niego był dziarski kowal, a może i co więcej… Bo chłopak, choć nowa robota podobała mu się okrutnie, wciąż myślał o swoich wiatrakach. 185Kowal, dzisiejszy opiekun Antka, był człowiek nijaki. Kuł żelazo i piłował je ani źle, ani dobrze. Czasami walił chłopców, aż puchli, a najwięcej dbał o to, żeby się zbyt prędko nie wyuczyli kunsztu. Bo taki młodzik wyszedłszy z terminu mógłby pod bokiem swemu rodzonemu majstrowi kuźnię założyć i zmusić go do staranniejszej roboty!… 186A trzeba wiedzieć, że majster miał jeszcze jeden obyczaj. 187Na drugim końcu wsi mieszkał wielki przyjaciel kowala — sołtys, który w zwykłe dnie prawie nie odchodził od pracy, ale gdy mu co kapnęło z urzędu, rzucał gospodarstwo i szedł do karczmy mimo kuźni. Bywało tego raz albo i dwa razy na tydzień. 188Idzie sobie tedy sołtys z zapracowanym na urzędzie groszem pod sosnową wiechę[4] i niechcący zbacza do kuźni. 189— Pochwalony! — woła do kowala stojąc za progiem. 190— Pochwalony! — odpowiada kowal. — A jak tam w polu? 191— Niczego — mówi sołtys. — A jak u was w kuźni? 192— Niczego — mówi kowal. — Chwała Bogu, żeście choć aby raz wyleźli z chałupy. 193— PijaństwoA tak — odpowiada sołtys. — Takem ci się zgadał w kancelarii, że muszę choć odrobinę zęby popłukać. Może pójdziecie i wy od tego kurzu? 194— Ma się rozumieć, że pójdę, przecie zdrowie jest najpierwsze — odpowiadał kowal i nie zdejmując fartucha szedł wraz z sołtysem do karczmy. 195A kiedy już raz wyszedł, mogli chłopcy na pewno gasić ogniska. Żeby robota była najpilniejsza, żeby się walił świat, ani majster, ani sołtys przed wieczorem nie wyszli z karczmy, chyba że sołtysowi narzuciła się jaka urzędowa czynność. 196Dopiero późno w nocy wracali do domu. 197PijaństwoZwykle sołtys wiódł kowala pod rękę, a ten dźwigał butelkę „płukania” na jutro. Na drugi dzień sołtys był zupełnie trzeźwy i gospodarował aż do nowego zarobku na urzędzie, ale kowal wciąż zaglądał w przyniesioną butelkę, dopóki się dno nie pokazało, i tym sposobem od jednego zamachu wypoczywał przez dwa dni. 198Już półtora roku nadymał Antek miechy w kuźni, nie robiąc, zdaje się, nic więcej, i półtora roku majster z sołtysem regularnie płukali zęby pod sosnową wiechą. Aż raz zdarzył się wypadek. 199Kiedy sołtys z kowalem siedzieli w karczmie, nagle po pierwszym półkwaterku dano znać, że ktoś tam powiesił się — i gwałtem wyciągnięto sołtysa zza stołu. Kowal nie mając odpowiedniego towarzystwa musiał zaprzestać płukania, ale kupił niezbędną butelkę i powoli wracał z nią ku domowi. 200Tymczasem do kuźni przyszedł chłop z koniem do okucia. 201Ujrzawszy go terminatorzy zawołali: 202— Nie ma majstra, dziś robi z sołtysem płukanie! 203— A z was to żaden nie potrafi szkapy okuć? — spytał markotnie gospodarz. 204— Kto tam potrafi! — odparł najstarszy terminator. 205— Ja wam okuję — odezwał się nagle Antek. 206Tonący chwyta się brzytwy, więc i chłop zgodził się na propozycję Antka, choć niewiele mu ufał, a jeszcze inni terminatorzy wyśmiewali go i wymyślali. 207— Widzisz go, niedorostka! — mówił najstarszy. — Jak żyje, nie trzymał młota w garści, tylko dymał i węgli dokładał, a dziś porywa się na kucie koni!… 208Widać jednak, że Antek miewał młot w garści, bo zawinąwszy się w niedługim nawet czasie odkuł kilka gwoździ i podkowę. Wprawdzie podkowa była za wielka i niezbyt foremna, ale swoją drogą terminatorzy pootwierali gęby. 209Jak raz przyszedł na tę chwilę i majster. Opowiedziano mu, co się stało, okazano podkowę i gwoździe. 210Kowal obejrzał i aż przetarł krwią nabiegłe oczy. 211— A ty gdzieś się tego nauczył, złodzieju? — zapytał Antka. 212— A w kuźni — odparł chłopiec zadowolony z komplementu. — Jak pan majster poszedł na płukanie, a oni rozbiegli się, to ja wykuwałem różne rzeczy z ołowiu albo i z żelaza. 213Majster był tak zmieszany, że nawet zapomniał zbić Antka za psucie materiałów i narzędzi. Aż poszedł na radę do żony, skutkiem czego chłopca wydalono z kuźni i przeznaczono do gospodarstwa. 214— Za mądryś ty, kochanku! — mówił mu kowal. — Nauczyłbyś się fachu we trzy lata i później byś uciekł. A przecież matka oddała mi cię na sześć lat — do służby. 215Pół roku jeszcze był Antek u kowala. Kopał w ogrodzie, pełł, rąbał drzewo, kołysał dzieci, ale już nie przestąpił progu kuźni. Pod tym względem wszyscy go rzetelnie pilnowali: i majster, i majstrowa, i chłopcy. Nawet własna matka Antkowa i kum Andrzej, choć wiedzieli o dekrecie kowalskim, nic przeciw niemu nie mówili. Według umowy i obyczaju chłopiec dopiero po sześciu latach miał prawo jako tako faszerować kowalstwo. A że był dziwnie bystry i nie uczony przez nikogo, nauczył się kowalstwa sam w ciągu roku, więc tym gorzej dla niego! 216Swoją drogą Antkowi uprzykrzył się taki tryb życia. 217„Mam ja tu kopać i drwa rąbać, więc wolę to samo robić u matki!” 218Tak sobie myślał przez tydzień, przez miesiąc. Wahał się. Ale w końcu — uciekł od kowala i wrócił do domu. 219Te jednak parę lat wyszły mu na dobre. Chłopak wyrósł, zmężniał, poznał trochę więcej ludzi aniżeli w swojej dolinie, a nade wszystko poznał więcej rzemieślniczych narzędzi. 220Teraz siedząc w domu pomagał czasem przy gospodarstwie, ale przeważnie robił swoje maszyny i rzeźbił figury. Tylko już oprócz kozika miał dłutko, pilnik i świderek i władał nimi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz. Na co?… Antek o tym nie wiedział, chociaż jego wiatraki, chaty, sztuczne skrzynki, święci i rzeźbione fajki rozchodziły się po całej okolicy. Dziwiono się talentowi nieznanego samouka, niezgorzej nawet płacono za wyroby Mordce, ale o chłopca nikt się nie pytał, a tym bardziej nikt nie myślał o podaniu mu pomocnej ręki. 221Alboż kto pielęgnuje kwiaty, dzikie gruszki i wiśnie, choć niby wiadomo, że przy staraniu i z nich byłby większy pożytek?… 222Tymczasem chłopiec podrastał, a dziewuchy i kobiety wiejskie coraz milej na niego spoglądały i coraz częściej mówiły między sobą: 223— Ładny, bestyja, bo ładny! 224Rzeczywiście Antek był ładny. Był dobrze zbudowany, w sobie zręczny i prosto się trzymał, nie tak jak chłopi, którym ramiona zwieszają się, a nogi ledwie posuwają się od ciężkiej pracy. Twarz także miał nie taką jak inni, ale rysy bardzo regularne, cerę świeżą, wyraz rozumny. Miał też jasne kędzierzawe włosy, ciemnawe brwi i ciemnoszafirowe oczy, marzące. 225Mężczyźni dziwili się jego sile i sarkali na to, że próżnował. Ale kobiety wolały mu patrzeć w oczy. 226— Jak on, bestyja, spoglądnie na człowieka — mówiła jedna z bab — to aż cię mrowie przechodzi. Taki jeszcze młodziak, a już patrzy na cię jak dorosły szlachcic!… 227— Bo to prawda — zaprzeczyła druga. — On patrzy zwyczajnie jak niedorostek, ino ma taką słodkość w ślipiach, że aż cię rozbiera. Ja się na tym znam!… 228— Chyba ja się lepiej znam — odparła pierwsza. — Przeciem służyła we dworze… 229A gdy się kobiety spierały tak o patrzenie Antkowe, on tymczasem na nie nie patrzył wcale. U niego więcej jeszcze znaczył pilnik aniżeli najładniejsza kobieta. 230MałżeństwoW tym czasie wójt, stary wdowiec, który już córkę z pierwszego małżeństwa wydał za mąż i miał jeszcze w domu kilkoro małych dzieci z drugiego małżeństwa, ożenił się trzeci raz. A jako zwykle łysi miewają szczęście, więc wynalazł sobie za Wisłą żonkę młodą, piękną i bogatą. 231Kiedy para ta stanęła przed ołtarzem, ludzie poczęli się śmiać; a i sam ksiądz trochę pokiwał głową, że tak nie pasowali do siebie. 232Wójt trząsł się jak dziad, co ze szpitala wyjdzie, i dlatego tylko był mało siwy, że miał głowę łysą jak dynia. Wójtowa była jak iskra. Czysta Cyganka z wiśniowymi ustami nieco odchylonymi i z oczami czarnymi, w których niby ogień paliła się jej młodość. 233Po weselu dom wójta, zwykle cichy, bardzo się ożywił, bo raz w raz przybywali goście. To strażnik[5], który częstsze miewał niż zwykle interesa do gminy; to pisarz, który znać nie dosyć nacieszywszy się wójtem w kancelarii jeszcze go w domu odwiedzał; to znów strzelcy rządowi, których dotąd we wsi nie bardzo kiedy widywano. Nawet sam profesor, odebrawszy miesięczną pensję, cisnął w kąt stary kożuch i ubrał się — jak magnat, tak że niejeden wiejski człowiek począł go tytułować wielmożnym dziedzicem. 234I wszyscy owi strażnicy, strzelcy, pisarze i nauczyciele ciągnęli do wójtowej jak szczury do młyna. Ledwie jeden wszedł do izby, już drugi wystawał za płotem, trzeci sunął z końca wsi, a czwarty kręcił się koło wójta. Jejmość rada była wszystkim, śmiała się, karmiła i poiła gości. Ale też czasem wytargała którego za włosy, a nawet i wybiła, bo humor u niej łatwo się zmieniał. 235Nareszcie po półrocznym weselu zaczęło być trochę spokojniej. Jedni goście znudzili się, drugich wójtowa przepędziła, i tylko podstarzały profesor, sam licho jedząc i morząc głodem swoją gospodynię, za każdą pensję miesięczną kupował sobie jakiś figlas do ubrania i siadywał u wójtowej na progu (bo go z izby wyganiano) albo klął i wzdychał pomiędzy opłotkami. 236Jednej niedzieli poszedł Antek na sumę jak zwykle, z matką i bratem. W kościele było już ciasno, ale dla nich znalazło się jeszcze trochę miejsca. Religia, ModlitwaMatka uklękła między kobietami na prawo, Antek z Wojtkiem między chłopami na lewo i każdy modlił się, jak umiał. Naprzód do świętego w wielkim ołtarzu, potem do świętego, co stoi wyżej nad tamtym, potem do świętych w ołtarzach bocznych. Modlił się za ojca, co go przytłukło drzewo, i za siostrę, co z niej za prędko choroba w piecu wyszła, i za to, ażeby Pan Bóg miłosierny i jego święci ze wszystkich ołtarzów dali mu szczęście w życiu, jeżeli taka będzie ich wola. 237Wtem gdy Antek już czwarty raz z kolei powtarzał swoje pacierze, uczuł nagle, że ktoś udeptał go w nogę i ciężko oparł mu się na ramieniu. Podniósł głowę. Przeciskająca się pomiędzy ciżbą ludu stała nad nim wójtowa, na twarzy smagła, zaczerwieniona, zadyszana z pośpiechu. Ubierała się jak chłopka, a spod chustki, spadającej z ramion, widać było koszulę z cieniutkiego płótna i sznury paciorków z bursztynów i korali. 238I popatrzyli sobie w oczy. Ona wciąż nie zdejmowała mu ręki z ramion, a on… klęczał, patrzył na nią, jak na cudowne zjawisko, nie śmiejąc ruszyć się, aby mu nagle nie znikła. 239Między ludźmi poczęto szeptać. 240— Usuńcie się, kumie, pani wójtowa idą. 241Kumowie usunęli się i wójtowa poszła dalej, aż przed wielki ołtarz. W drodze niby potknęła się i znowu spojrzała na Antka, a chłopca aż gorąco oblało od jej oczów. Potem usiadła na ławce i modliła się z książki, czasami podnosząc głowę i spoglądając na kościół. A kiedy na podniesienie zrobiło się cicho, jakby makiem zasiał, i pobożni upadli na twarze, ona złożyła książkę i znowu odwróciła się do Antka topiąc w nim ogniste źrenice. Na jej cygańską twarz i sznur paciorków spłynął z okna snop światła i wydała się chłopcu jako święta, wobec której ludzie milkną i rzucają się w proch. 242Po sumie ludzie tłumem poszli do domów. Wójtową otoczyli pisarz, nauczyciel i gorzelnik z trzeciej wsi, i już Antek nie mógł jej zobaczyć. 243W chacie postawiła matka chłopakom doskonały krupnik zabielony mlekiem i wielkie pierogi z kaszą. Ale Antek, choć lubił to, jadł ledwie jednym zębem. Potem zabrał się, poleciał w góry i położywszy się na najwyższym szczycie, patrzył stamtąd na wójtową chatę. Ale widział tylko słomiany dach i mały niebieski dymek wydobywający się powoli z obielonego komina. Więc zrobiło mu się tak czegoś tęskno, że schował twarz w starą sukmanę i zapłakał. 244BiedaPierwszy raz w życiu uczuł wielką swoją nędzę. Chata ich była najbiedniejsza we wsi, a pole najgorsze. Matka, choć przecie gospodyni, pracować musiała jak komornica i odziewała się prawie w łachmany. Na niego samego patrzono we wsi jak na straceńca, który nie wiadomo po co innym chleb zjada. A co go się nie nabili, co go się nawet psy nie nagryzły!… 245Jakże daleko było mu do profesora, gorzelnika, a choćby i do pisarza, którzy ile razy chcieli, mogli wejść do wójtowskiej chaty i gadać z wójtową. Jemu zaś nie o wiele chodziło. MiłośćPragnął tylko, żeby jeszcze choć raz jeden, jedyny i ostatni raz w życiu, oparła mu kiedy wójtowa na ramieniu rękę i spojrzała w oczy tak jak w kościele. Bo w jej spojrzeniu mignęło mu coś dziwnego, coś jak błyskawica, przy której na krótką chwilę odsłaniają się niebieskie głębokości pełne tajemnic. Gdyby je kto dobrze obejrzał, wiedziałby wszystko, co jest na tym świecie, i byłby bogaty jak król. 246Antek w kościele nie przypatrzył się dobrze temu, co mignęło w oczach wójtowej. Był nieprzygotowany, olśniony i szczęśliwą sposobność stracił. Ale gdyby ona tak jeszcze kiedy na niego chciała spojrzeć!… 247Marzyło mu się, że zobaczył przelatujące szczęście, i strasznie do niego zatęsknił. Zbudziło się drzemiące serce i wśród boleści poczęło się — jakby przeciągać. Teraz świat wydał mu się całkiem odmienny. Dolina była za szczupła, góry za niskie, a niebo — bodaj czy się nie opuściło, bo zamiast porywać ku sobie, zaczęło go przygniatać. Chłopiec zeszedł z góry pijany, nie wiedząc, jakim sposobem znalazł się nad brzegiem Wisły, i patrząc w rzeczne wiry czuł, że go coś pociąga ku nim. 248Miłość, której nawet nazwa

z informacji kolejowej antek dowiedział się że